Zakres ich manifestacji jest przeogromny. Natura bytów anielskich nie jest nam znana, ale mamy wiele rejestracji, z których wynika, że przybywać mogą nie tylko w "pojazdach", ale i "schodzić" z innego wymiaru prosto na Ziemię, do naszej rzeczywistości. Jak sam Ojciec Pio ostrzega, nie wszystkie te zjawiska są dla ludzi bezpieczne. Translations in context of "powrót Pana Jezusa" in Polish-English from Reverso Context: Dojdą oni do takiego stanu rozpaczy, że jedyną ich nadzieją będzie powrót Pana Jezusa. Bądź silny w Słowie Bożym! Bądźcie mocni w głoszeniu powrotu Jezusa na tę ziemię. Wezwij wszystkie narody do zbawienia! Zapowiada powrót Jezusa przez wszystkie źródła dystrybucji! Poproś tę ludzkość, aby się przygotowała, nadszedł czas! Wszystko spełni się w tym czasie, na oczach tej ludzkości. Trwać! Wiele się zmieniło na Lwiej Ziemi, gdy Kion był nieobecny. Rafiki i Kovu streszczają wydarzenia, które znamy z filmu „Król Lew II: Czas Simby”. Szatan opuścił co prawda małego Judasza na rozkaz Jezusa, ale potem do niego powrócił (EwDzArab 35). Takie to bajdurzenia snuła ludzka fantazja w okresie średniowiecza. Hipoteza 3: Z W swoim życiu na Ziemi w głęboki sposób doświadczyłam istnienia żeńskiej rany. Byłam ukochaną przyjaciółką Jeszui. Czułam jego siłę i mądrość, ale też i jego ból i wątpliwości. Panowało pomiędzy nami serdeczne zrozumienie. Doświadczyłam głębokiego żalu i smutku, gdy musiał on opuścić Ziemię, kiedy został zabity. . Prezydent Lech Kaczyński zawetował nowelizację ustawy o ochronie gruntów przewidującą odrolnienie gruntów rolnych w granicach administracyjnych powołał się na solidarny apel Związku Gmin Wiejskich RP, Unii Miasteczek Polskich, Związku Miast Polskich i Unii Metropolii PolskichPrezydent Lech Kaczyński zawetował nowelizację ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych przewidującą odrolnienie gruntów rolnych w granicach administracyjnych autorstwa sejmowej komisji „Przyjazne Państwo” zakładała pierwotnie odrolnienie gruntów tylko najgorszych klas (od IV do VI). W wersji przyjętej 10 października przez Sejm i zaakceptowanej 30 października przez Senat rozszerzono ją o grunty wszystkich klas. Uzasadniając swoją decyzję prezydent powołał się na apel wyrażający solidarny sprzeciw wobec uchwalonych rozwiązań, który wystosowały Związek Gmin Wiejskich RP, Unia Miasteczek Polskich, Związek Miast Polskich i Unia Metropolii Polskich. Według organizacji samorządowych ustawa została przyjęta z pominięciem zasady równości wobec prawa. Chodziło o kryterium, na podstawie którego ziemia dotychczas rolna miała już nie być objęta ustawową ochroną. Samorządowcy argumentowali, że procesy urbanizacyjne przebiegały w ostatnich latach w kierunkach i na terenach, które nie dają się ująć w żadne granice administracyjne, nie pokrywają się również z granicami miast, a obszary zurbanizowane istnieją w podmiejskich gminach wiejskich, w gminach miejsko-wiejskich poza granicami samych miast, a także w niektórych gminach wiejskich, położonych z dala od miast. Wątpliwości prezydenta dotyczyły także skutków społecznych i gospodarczych, wejścia w życie nowelizacji. „Należy liczyć się z wystąpieniem nieładu architektonicznego oraz powstaniem niekontrolowanych inwestycji na obszarach, gdzie nie zapewniono odpowiedniej infrastruktury technicznej i drogowej, przy nieuwzględnieniu zasad ochrony środowiska" - napisano w uzasadnieniu weta. Zdaniem Lecha Kaczyńskiego wprowadzenie ustawy w życie w jej obecnym kształcie przyczyni się do zniweczenia prac wielu samorządów nad uchwaleniem planów zagospodarowania przestrzennego oraz spowoduje konflikty między inwestorami na terenach odrolnionych z mocy prawa, a samorządami, które nie planowały w najbliższych latach na tych obszarach tworzyć infrastruktury posła Janusza Palikota (PO) weto ma charakter polityczny. – Jest to kolejna zła decyzja prezydenta Lecha Kaczyńskiego i zupełnie niepotrzebna – stwierdził poseł. W jego ocenie znaczenie polityczne tej decyzji jest nieznaczne, natomiast znaczenie gospodarcze ustawy Dzikowski (PO) podkreślił, że ustawa miała na celu skrócenie procesu inwestycyjnego: - Przypomnę, że odrolnienie gruntów rolnych to długi proces, który często blokował inwestycje. Niestety prezydent dalej nie rozumie, że chodzi nam przede wszystkim żeby się u nas dobrze inwestowało, żeby się rozwijał rynek, a zwłaszcza w czasie, w którym potrzebujemy jak powietrza inwestycji - powiedział. Posłowie PO liczą teraz na zebranie odpowiedniej większości w Sejmie w celu przegłosowania prezydenckiego weta. Potrzebna do tego jest większość 3/5 głosów. Posłowie Lewicy już zapowiedzieli, że poprą PO w głosowaniu nad odrzuceniem weta Lecha Kaczyńskiego. - Będę rekomendował w klubie, abyśmy głosowali za odrzuceniem weta pana prezydenta - powiedział Wojciech Przybylski Nie tylko Judasz jest odpowiedzialny za śmierć Jezusa. Wśród winnych można umieścić również najbliższych mu uczniówTrudno jednak poznać motywy zdrady dwunastego apostoła. Badacze Pisma i bibliści podają kilka możliwych hipotezJezusa pojmano zaledwie kilkanaście godzin przed Paschą, stąd pośpiech, aby jak najszybciej go osądzić. Dlatego przesłuchiwano go nocą, a u Piłata zjawiono się tuż po wschodzie słońcaRodzaje kar, które wymierzono Jezusowi, wskazują, że skazano go według prawa rzymskiego, a nie żydowskiegoTen kilka chwil wcześniej opuścił salę. Jezus powiedział mu wówczas: "Co masz czynić, czyń prędko". Judasz na te słowa wstał i wyszedł z wieczernika. Swoje kroki skierował wprost do CzwartekByła to zdrada, która rozpoczęła wydarzenia, które w tych dniach katolicy wspominają w tajemnicy Triduum Paschalnego. Jest to opowieść o niespełnionych nadziejach, nienawiści, kłamstwie i zdradzie. Opowieść o najgorszych postawach z których - jak naucza Kościół - wypłynęło największe w historii uważał Jezusa za swoją szansę. Królestwo, o którym wielokrotnie nauczał Chrystus, miało być w mniemaniu apostoła instytucją całkiem ziemską. Liczył, że dzięki bliskości z nauczycielem będzie mógł liczyć na opłacalne stanowisko w strukturach "nowego państwa". W czasie wędrówek Chrystusa, słuchając jego nauk, zaczął rozumieć, że Jezus ma zupełnie odmienne właśnie postanowił pozyskać z bliskości z Jezusem tak dużo, jak to tylko możliwe. Był odpowiedzialny za finanse apostołów i - jak podaje wyjątkowo krytyczny wobec Judasza św. Jan - często podkradał powierzone mu pieniądze. Wciąż jednak było to dla niego zbyt mało. Wtedy właśnie dostrzegł szansę w wydaniu Jezusa kapłanom żydowskim. Czy mógł przewidzieć, czym się to skończy?Judasz wychodzi tuż po niezwykłej scenie, która miała miejsce podczas Ostatniej Wieczerzy. Był to moment tuż po obmyciu nóg apostołom. W trakcie tej manifestacji pokory Chrystus mówi: "Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy" (J 13, 10). Komentarz do tych słów, który można znaleźć w Biblii Tysiąclecia, tłumaczy, że "wykąpanie" oznacza przyjęcie nauki Jezusa oraz chrztu. Nogi w tym kontekście mają oznaczać grzechy powszednie, które gładzi Wieczerza na obrazie Leonardo da Vinci - © Creative CommonsSama obecność Judasza podczas ustanowienia Eucharystii jest wątpliwa. Jedynie z tekstu św. Łukasza wynika, że apostoł wyszedł na zewnątrz dopiero po kulminacji wieczerzy. Ten ewangelista jednak konstruuje swoją opowieść, grupując wydarzenia tematycznie, a nie chronologicznie. Można więc przychylić się do poglądu, że Judasza nie było już wtedy w pomieszczeniu, choć logiczniej byłoby uznać, że było inaczej. Na tę sprawę inne światło rzucają objawienia Anny Katarzyny tekstu objawień wynika, że Judasz przyjął chleb, który stał się Ciałem Chrystusa i wypił wino, które Jezus przemienił w swoją krew, w sposób, który dziś nazwalibyśmy komunią świętokradzką lub niegodną. To, jak czytamy w objawieniach bł. Anny Katarzyny, ostatecznie sprawiło, że apostoł wpadł w "moc Szatana".Nim jednak Judasz wyszedł z wieczernika, "Jezus doznał głębokiego wzruszenia" (J 13, 21) i zapowiedział, że jeden z jego uczniów go zdradzi. Apostołowie zaczęli się więc zastanawiać, o kim Chrystus może mówić. Dopiero na pytanie Jana: "Panie, kto to jest?" (J 13, 25), odparł, że to osoba, dla której umoczy kawałek chleba w został wręczony Judaszowi. Jak pisze ewangelista Jan, gdy zdrajca zjadł otrzymany kawałek chleba, wstąpił w niego szatan. "Jezus zaś rzekł do niego: »Co chcesz czynić, czyń prędzej!«. Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział" (J 13, 27-28). Jan pytał Jezusa o zdrajcę szeptem, tak odpowiedział mu również sam Chrystus. Zebrani wokół apostołowie nie słyszeli więc zapowiedzi wręczenie kawałka chleba temu, kto ma go jedynie – jak to tłumaczy ewangelista – że Jezus tym gestem poprosił Judasza, aby ten (jako osoba odpowiedzialna za finanse) poszedł i kupił potrzebne rzeczy na zbliżającą się Paschę lub rozdał ubogim jedzenie. "A on po spożyciu kawałka zaraz wyszedł. A była noc" (J 13, 30).Judasz poszedł wtedy do arcykapłanów, którzy – co różnie opisują ewangeliści – wręczyli mu lub jedynie obiecali dać umówione wcześniej 30 i arcykapłaniSpisane przez Klemensa Brentano wizje błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich przytaczają opis spotkań Judasza z Radą i faryzeuszami. Wynika z nich, że to właśnie on najbardziej napierał na szybkie podjęcie "ostatecznego kroku".Arcykapłani i kapłani – mimo że apostoł był im użyteczny – nie byli przekonani co do jego propozycji. Traktowano go z pogardą i szyderstwem. Judasz jednak – zapewne zaniepokojony wydarzeniami ostatnich tygodni – starał się jak najszybciej zakończyć sprawę Jezusa. "Musicie pojmać Jezusa teraz albo nigdy" - miał wówczas mówić zdrajca. "Innym razem nie będę mógł wam Go wydać, bo już nie chcę Mu się pokazywać na oczy. I tak już ostatnimi dniami, a szczególnie dziś (w Wielki Czwartek – red.) Jezus sam i inni uczniowie półsłówkami przytyki i przycinki mi różne mi czynili, dając do poznania, że odgadują moje zamiary".Straszył również Radę, że po święcie Paschy Jezus powróci z liczną armią stronników i będzie chciał obwołać się królem. Wówczas zgodzono się na jego Judasz musiał zdradzić?Pytanie, czy zdrada Judasza była konieczna do zbawienia ludzkości jest kwestią, której teologowie do dziś nie są w stanie bezspornie rozstrzygnąć. Pojawia się tu z pewnością problem wolnej woli i planu Boga. Była zapewne możliwość, aby zbawienie przyszło na świat w inny sposób. Niekoniecznie przez Judasza. Trzeba też podkreślić, że nie on sam odpowiada za śmierć Jezusa. Później przecież Sanhedryn szukał fałszywych oskarżeń przeciwko Jezusowi, to Piłat i Herod nie mieli odwagi odmówić wydania wyroku śmierci. To lud Jerozolimy wolał Barabasza. Wina nie spoczywa więc jedynie na barkach Judasza, choć - jak mówił Jezus do Piłata - "większy grzech ma ten, który mnie wydał".Trzeba też zastanowić się, dlaczego w ogóle Judasz posunął się do zdrady? Wśród badaczy Pisma pojawia się kilka głównych teorii, które mogą odpowiedzieć na to pytanie. Najprostszą jest ta mówiąca o chciwości Judasza i chęci wzbogacenia się na srebrnikówKwota, którą za zdradę otrzymał Judasz ma również wymiar symboliczny. Odnosi się do dwóch starotestamentalnych tekstów. W Księdze Wyjścia trzydzieści srebrników to przewidziane przez Prawo odszkodowanie za zabicie niewolnika: "Gdyby zaś wół zabódł niewolnika lub niewolnicę, jego właściciel winien wypłacić ich panu trzydzieści syklów srebrnych, wół zaś będzie ukamienowany" (Wj 21, 32). W skrócie więc była to cena za życie jednej z ostatnich ksiąg Starego Testamentu, w Księdze Zachariasza umieszczono proroctwo, które uznaje się czasem za zapowiedź kwoty, za którą Judasz sprzeda życie Mesjasza. "Potem zwróciłem się do nich: Jeżeli to uznacie za słuszne, dajcie mi zapłatę, a jeżeli nie - zostawcie ją sobie! I odważyli mi trzydzieści srebrników" (Za 11, 12).Zdrada swojego Mistrza to sprawa godna sowitej zapłaty. Do dziś naukowcy poszukują odpowiedzi na pytanie, ile tak naprawdę Judasz zarobił na śmierci Jezusa?Żydzi w czasach panowania rzymskiego nie mieli własnej waluty. Tę rolę pełnił denar, który zrobiony był ze srebra i był ozdobiony wizerunkiem cezara. Z tego właśnie powodu religijni Żydzi nie mogli zapłacić rzymską walutą za czynności religijne, nie godziło się wrzucać takich pieniędzy do skarbony. Z tego powodu przed świątynią w Jerozolimie stały kramy bankierów, którzy wymieniali denary na "walutę świątynną" - utożsamia się srebrniki z syklami, a więc żydowską jednostką monetarną. Jako że wcześniej była to miara wagi, przyjęło się mówić "sykl ze srebra", stąd też popularne określenie "srebrniki". Jedna taka moneta była zapłatą za cztery dni więc kwotę 30 srebrników uznać za fortunę. Dla porównania jeden talent srebra (ok. 35 kilogramów) składa się z 10 tysięcy denarów. Z kolei jeden srebrnik odpowiadał czterem denarom, co oznacza, że talent srebra to ok. 2,5 tysiąca sykli ze przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze nie jest to kwota oszałamiająca. W 2013 roku Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW oszacował, że trzydzieści srebrników ma wartość około 10-12 tysięcy współczesnych była to więc kwota, za którą warto byłoby wkładać trud w skomplikowaną misję szpiegowania i zdrady Jezusa - która pociągnęła za sobą tragiczne MejsaszŻydowskie wyobrażenie Mesjasza było bliższe postaci króla, władcy, rewolucjonisty, który przyjdzie i wyzwoli naród od zwierzchności Rzymu. Oczekiwano kogoś podobnego Dawidowi, polityka, przywódcę, może nawet wojskowego. Judasz zapewne również miał podobne wymagania wobec przypisuje się przydomek Iskariota. Istnieją trzy hipotezy, które tłumaczą jego genezę. Pierwsza zakłada, że "Iskariota" pochodzi od miasta Keriot w południowej Judei, z której miał wywodzić się Judasz. Za tym faktem przemawia to, że również jego ojciec miał nosić identyczny przydomek. "Isz-Karioth" oznacza dosłownie "z Kariotu".Oznaczałoby to również, że późniejszy zdrajca Jezusa jako jedyny z grona apostołów nie pochodził z Galilei. Judasz musiał być więc bardzo zdesperowany, aby dołączyć do uczniów Chrystusa. Porzucił rodzinne strony i przeniósł się do zupełnie innej części Palestyny."Iskariota" jest zbliżone do aramejskiego słowa "iszkarja", które dosłownie oznacza kłamcę. Byłby więc to symboliczny przydomek nadany Judaszowi później, przez ewangelistów, aby podkreślić jego niechlubną rolę w dziele się również podobieństwo "Iskarioty" do słowa określającego krótki miecz "sicae". Takiej broni używali przedstawiciele skrajnych frakcji zelotów, a więc żydowskiego stronnictwa politycznego, które miało na celu walkę z rzymskim okupantem i Żydami, którzy okazywali im pomoc. Sam krótki miecz lub sztylet chowano pod szatą, a w tłumie za jego pomocą sztyletowano wybrane wcześniej Judasz rzeczywiście miałby należeć do zelotów, tłumaczyłoby to jego stosunek do Jezusa. Zeloci uważali, że zbrojna walka z okupantem ma przyspieszyć przyjście mesjasza, który ostatecznie wyzwoli Izrael. Być może Judasz dostrzegł w Chrystusie wybawiciela, jednak jego o nim wyobrażenie nie było koherentne z nauką mogła być więc aktem rozpaczy i rozczarowania człowiekiem, który - w mniemaniu Judasza - okazał się nieprzydatny. W opracowaniach teologicznych pojawiają się również hipotezy, z których wynika, że wydanie Jezusa miało być "zmuszeniem" go do pokazania swojej rzeczywistej siły. W obliczu zagrożenia Nazarejczyk miał wreszcie stać się mesjaszem z wyobraźni jest, że Judasz nie przewidział, że jego zdrada może skończyć się śmiercią Jezusa. Rozmawiał z kapłanami, znał więc ich opinie o nauczycielu i z pewnością dostrzegał ich plany wobec mógł mieć nadzieję, że pojmanie Jezusa - a niekoniecznie jego śmierć - doprowadzą do wybuchu zamieszek w mieście, do rozpoczęcia powstania przeciwko rzymskiej zwierzchności. Droga z Góry Oliwnej, gdzie pojmano Jezusa, prowadziła przez dzielnicę Ofel, która znana była z przychylności naukom Nazarejczyka. Widok uwięzionego Chrystusa miał być więc powodem do próby jego pochylić się nad tekstem ewangelii św. Łukasza. Przytacza on słowa Jezusa, który mówi o zbliżającej się zdradzie. "Lecz oto ręka mojego zdrajcy jest ze Mną na stole" (Łk 22, 21) - ten fragment może być odczytywany dwojako. Jezus może mówić, że zdradzi go ktoś z grona apostołów, najbliższych mu osób lub... zdradzą go wszyscy momencie pojmania Jezusa opuścili go wszyscy jego wyznawcy, Piotr trzykrotnie się go zaparł. Zdrada Judasza - choć najstraszniejsza - nie była jedyną, która uderzyła w Chrystusa tamtego wieczora. Różnica polega jednak na tym, że jedenastu potrafiło wyjść z błędu, a Judasz popełnił Grobu Świętego - ATEF SAFADI / PAPGetsemaniJudasz powrócił niedługo do Ogrojca. Nie był już jednak sam. Prowadził grupę uzbrojonych mężczyzn, którzy mieli za zadanie pojmać apostoł – jak wynika z objawień bł. Anny Katarzyny – miał prosić o niewielką grupę zbrojnych, ponieważ nie chciał zwracać na siebie uwagi. Sami arcykapłani postanowili jednak, że kolejnych trzystu żołnierzy będzie pilnowało bram miasta i przemarszu orszaku z Jezusem przez dzielnicę Ofel, która znajdowała się na południe od ten sposób chciano udaremnić ewentualne próby odbicia pojmanego. Mieszkańcy tej części miasta mieli być gorliwymi zwolennikami pojmanie – przynajmniej początkowo – miało się odbyć spokojnie. Judasz nalegał, aby mógł sam wejść do ogrodu, a dopiero gdy pocałuje Jezusa, żołnierze będą mogli go że uczniowie nie powiążą jego gestu z mężczyznami, którzy wpadną wtedy do ogrodu. Miał wtedy – jak mniemał – uciec wraz z nimi, aby odsunąć od siebie wszelkie oskarżenia o zdradę – czytamy w objawieniach bł. Anny Katarzyny. Inne polecenia mieli jednak siepacze. Rozkazano im, aby przyglądali się temu, co robi Judasz. Obawiano się, że może wydać niewłaściwą osobę lub po prostu uciec z otrzymanymi wcześniej już zbrojna banda zbliżyła się do Jezusa, ten spytał, kogo szukają. Gdy odpowiedzieli, że Jezusa z Nazaretu – odparł: "Jam jest". Na te słowa, jak pisze Jan, oprawcy mieli cofnąć się i paść na ziemię. Błogosławiona Anna Katarzyna opisywała nawet, że żołnierze upadli "powykręcani jak cierpiący na padaczkę".Pojmanie Jezusa miało miejsce już około 2 w nocy. Orszak ruszył w stronę miasta. Aby dostać się do domu Annasza, gdzie miała odbyć się pierwsza część PiątekDokładna data śmierci Jezusa nie była znana przez niemal dwa tysiące lat. Konkretnej informacji nie pozostawili ani ewangeliści, ani apostołowie, ani ludzie młodego Kościoła. Ustaloną ją dopiero około 30 lat temu przez naukowców z Zakładu Metalurgii Uniwersytetu w są zgodni, że Jezus umarł kilka godzin przed początkiem szabatu, a więc musiał to być piątek. Ponadto wszystkie wydarzenia, które wspominamy w czasie Triduum, miały miejsce w okresie żydowskiej Paschy, która zawsze ma miejsce 15 dnia miesiąca nisan. Wcześniej obchodzono tzw. dzień ulega również wątpliwości, że śmierć Jezusa należy umieścić w latach, w których funkcję prokuratora Judei pełnił Poncjusz Piłat. Było to między 26 a 36 Jezus spożył ucztę paschalną ze swymi uczniami dzień wcześniej, to znaczy, w czwartek po zachodzie słońca (według rachuby żydowskiej był to już piątek). Ukrzyżowany natomiast został 14. dnia nisan, a więc kilka godzin przed rozpoczęciem Paschy. Świadczą o tym opisy ewangelistów: "Od Kajfasza zaprowadzili Jezusa do pretorium. A było to wczesnym rankiem. Oni sami jednak nie weszli do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć Paschę" (J 18,28).Jezus zdawał sobie sprawę, że nie zdoła zasiąść do świątecznej wieczerzy w piątek po zachodzie słońca, dlatego postanowił zorganizować ją dzień jednak zapiski, które przeczą tej wersji. I tak u Mateusza znajdujemy taki opis: "W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali spożywanie Paschy? On odrzekł: Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie urządzam Paschę z moimi uczniami. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę" (Mt 26,17-19).Z kolei u św. Łukasza czytamy: "Tak nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana z poleceniem: Idźcie i przygotujcie nam Paschę, byśmy mogli ją spożyć. (...) Oni poszli, znaleźli tak, jak im powiedział, i przygotowali Paschę" (Łk 22,7-8).Te sprzeczne opisy były przez wieki obiektem dyskusji biblistów. Dziś za datę ukrzyżowania przyjmuje się raczej 14. dzień miesiąca nisan, są jednak opinie, że stało się to dzień później. Oba te poglądy próbuje pogodzić hipoteza, według której Pesach sprawowano wówczas w dwóch terminach – faryzeusze w czwartek, zaś saduceusze w podstawowe informacje o umiejscowieniu w czasie śmierci Jezusa, możemy postarać się o wyznaczenie konkretnej dziennej daty według kalendarza gregoriańskiego. C. J. Humphreys i W. G. Waddington zdołali zrekonstruować żydowski kalendarz i okazało się, że 14. dzień miesiąca nisan między rokiem 26 a 36 wypadał w piątek: 11 kwietnia 27 r., 7 kwietnia 30 r. lub 3 kwietnia 33 nie miało miejsca w roku 27, ponieważ Jan Chrzciciel - jak wynika z ewangelii św. Łukasza - rozpoczął nauczanie dopiero w 28 lub 29 roku. Pozostają więc jedynie dwie daty: rok 30 lub 33. Data wcześniejsza jest jednak mało prawdopodobna, ponieważ po chrzcie Chrystusa do jego śmierci minęły trzy Paschy. Pozostaje jedynie data 3 kwietnia 33 podkreślają pisma Nowego Testamentu, w momencie śmierci Jezusa miało miejsce również zaćmienie księżyca. Ówczesne źródła wspominają o jednym takim zjawisku w tamtym okresie - wydarzyło się ono dokładnie 3 kwietnia 33 roku i miało trwać od 30 do 40 data miałaby również wymiar symboliczny. Liczba "3" to symbol boskiej doskonałości, natomiast numer miesiąca kwietnia ("4") odnosi się do ludzkości, jest znakiem przedstawiająca przebieg męki Chrystusa - © Creative CommonsSądMusiano się spieszyć. Do rozpoczęcia szabatu, a więc i paschalnej wieczerzy pozostało maksymalnie kilkanaście godzin. Tylko osądzeniu Jezusa przed świętem dawało szansę na uniknięcie rozruchów i niepokojów w społeczności miasta. Ludzie zajęci przygotowaniami do Paschy zapewne zwracali mniej uwagi na to, co działo się z samej nocy, podczas której pojmano Jezusa, w pałacu Annasza zebrał się Sanhedryn. Był on nazywany również Najwyższą Radą. W czasach Jezusa istniała już co najmniej od 200 lat, a w jej skład wchodziło 71 członków. Wśród nich było 23 uczonych w Piśmie, 23 kapłanów, 23 starszych, a także przewodniczący i jego początku swojego istnienia Sanhedryn miał doradzać królom i arcykapłanom, jednak z biegiem czasu uzyskał niepodważalny autorytet w kwestiach nocne posiedzenie Sanhedrynu było według pism żydowskich niedozwolone. Zabraniało się również wydawania wyroków skazujących w święta, a właśnie rozpoczynały się obchody żydowskiej traktat o Sanhedrynie podaje tylko jeden przypadek, w którym można wydać wyrok śmierci: było to bluźnierstwo, w którym wypowiedziano imię Boga. Jezus niczego takiego nie uczynił. I choć ostatecznie właśnie tak brzmiało oskarżenie przieciwko Chrystusowi, Żydzi nie mogli pozwolić sobie na wykonanie wyroku. W Jerozolimie przebywał prokurator judejski Poncjusz Piłat, który w imieniu władzy rzymskiej musiał zatwierdzić wyrok. Jednak co obywatela Rzymu, poganina, mogą obchodzić zarzuty o bluźnierstwo przeciwko żydowskiej świątyni i żydowskiemu Bogu?Nad ranem - zapewne około 5 - w siedzibie Wielkiej Rady rozpoczyna się druga część procesu Jezusa. Nie trwa zbyt długo, bo już o świcie, Chrystus jest prowadzony do PiłataPoncjusz Piłat mimowolnie staje się jednym z głównych aktorów pasji. Błyskotliwe, pozbawione uprzedzeń rozmowy z Jezusem tworzą obraz odważnego, intrygującego, ale i do granic pragmatycznego przekonać Piłata, arcykapłani musieli oskarżyć Jezusa o coś, co również w prawie rzymskim może doprowadzić do kary śmierci. Mogły to być czyny jawnej wrogości wobec państwa lub obraza i lekceważenie obywateli profesor Mariusz Rosik przekonuje, że jedynym sposobem na zabicie Jezusa było oskarżenie go o uzurpowanie sobie godności królewskiej w państwie rządzonym przez cesarza. Jednak gdy tylko Piłat dowiaduje się, że Jezus pochodzi z Galilei, postanawia odesłać go do Heroda Antypasa, który zarządzał tą częścią nie ukrywa, że niezmiernie cieszy go wizyta Jezusa i możliwość poznania się z nim. Miał - jak pisze Łukasz - zadawać mu wiele pytań. "Herod chciał koniecznie wydobyć coś z Jezusa; rozgadał się bardzo i powtarzał wszystko, co słyszał o Nim, a nawet używał pochlebstw. Wypytywał się Go o różne rzeczy, żądał, by uczynił przed nim jakiś znak. Lecz Jezus stał cicho ze spuszczonymi oczami i nie wyrzekł ani słówka" - czytamy w spisanych objawieniach bł. Anny Dolorosa w Jerozolimie - ATEF SAFADI / PAPGdy zdenerwowany postawą Jezusa, rozkazał wyprowadzić go z pałacu, rzucił jeszcze w stronę arcykapłanów: "Popełniłbym najcięższy grzech, gdybym zasądził tego człowieka". Wtedy Jezusa ubrano w purpurę i odesłano do nie istniał?Tam rzymski prokurator postanowił raz jeszcze postarać się o uwolnienie Jezusa. Tradycyjnie na Paschę wypuszczano na wolność ludowi Jerozolimy jednego z więźniów. Tym razem obok Piłata postawiono Chrystusa oraz Barabasza. Lud - po części podburzony przez faryzeuszy, po części przez samego Piłata - zdecydował się na oszczędzenie zbrodniarza (J 18,40), oskarżonego o zabójstwo i bunt (Mk 15,7; Łk 23,19) - był on więc powstańcem żydowskim, zwolennikiem siłowej walki o wolność. Być może - na co wskazuje Joseph Ratzinger - był nawet przywódcą jakiegoś rozruchu przeciw władzy rzymskiej. Czym Piłat rozsierdził lud? Dając im do wyboru dwóch skazańców, Jezusa określił mianem "króla żydowskiego" - to dla mieszczan był tytuł nie do przyjęcia, gdyż pojawili się w pretorium tylko w jednym celu. Chcieli uwolnić Barabasza, symbol ich idei walki o - jeden z najważniejszych komentatorów Pisma Świętego w pierwszych wiekach Kościoła - wskazywał, że w dawnych manuskryptach obok Chrystusa pojawia się nie Barabasza, a Jezus Barabasz. Z kolei samo imię Barabasz pochodzi od "bar", a więc syn oraz Abbasz - co połączone daje nam "syn Abbasa", co można rozumieć jako "syn ojca".Wielu komentatorów uważa, że nie istniał ktoś taki jak Barabasz, a lud jerozolimski dokonywał jedynie symbolicznego wyboru pomiędzy dwoma mesjaszami: Jezusem - który niósł naukę pokoju i miłości oraz Jezusem Barabaszem - rewolucjonistą, dążącym do wojny i przelewu krwi. I lud zdecydował podobnie jak Judasz kilka godzin Ratzinger w swojej monumentalnej pracy "Jezus z Nazaretu" pisał, że "wygląda to tak, (Barabasz - red.) był sobowtórem Jezusa, który na inny sposób wysuwa te same roszczenia. Zatem wyboru trzeba dokonać między Mesjaszem, który toczy walkę, przyobiecuje wolność i własne królestwo, i owym tajemniczym Jezusem, który głosi utratę samego siebie jako drogę do życia. Czy to dziwne, że masy dały pierwszeństwo Barabaszowi?".BiczowaniePostanowiono więc, aby Jezusa ubiczować. Miała to być próba zaspokojenia żądzy krwi Żydów. Piłat liczył, że widok ubiczowanego Nazarejczyka sprawi, że mieszkańcy Jerozolimy stracą ochotę na zabijanie kogokolwiek na kilka godzin przed zgodnie z prawem można było wymierzyć jedynie 39 uderzeń biczem. Z tego wynika, że Jezusa biczowano według zasad rzymskich. Na ciele osoby, której postać odcisnęła się na Całunie Turyńskim, można doliczyć się około 120 uderzeń. Jezusa biło dwóch mężczyzn o różnym unikali uderzeń w klatkę piersiową, bo to mogło doprowadzić do zgonu Jezusa - oznacza to, że byli biegli w swoich fachu i nie pierwszy raz wykonywali podobne kary. Biczowano dwoma rodzajami narzędzi. Flagrum taxillatum składało się z trzech rzemieni, na końcu których umieszczano dwie ołowiane kulki. Były więc to uderzenia mogące łamać kości i zadawać bolesne rany tłuczone. Potem używano również podobnych biczy, ale tym razem z rzemieniami, na końcu których zamontowane były metalowe haczyki, które dosłownie wyrywały kawałki zmaltretowanego Jezusa na powrót przywiedziono do Piłata, który znów ukazał go Żydom, mówiąc "Ecce Homo", "Oto Człowiek". Gdy jednak ponownie nie chciał wydać go na ukrzyżowanie, arcykapłani zarzucili mu, że przez taką decyzję sprawia, że nie jest przyjacielem cesarza. Wtedy Piłat ogłosił wyrok śmierci i umył ręce. Fakt, że Jezus został skazany na śmierć krzyżową, a nie ukamienowanie, oznacza, że de facto ukarany został według przepisów rzymskich, a nie KrzyżowaDroga krzyżowa Chrystusa rozpoczęła się od twierdzy Antonia, która znajdowała się na północno-zachodnim narożniku świątyni. Potem prowadziła ulicami Jerozolimy, do bramy w murach obronnych miasta. Droga nie była długa, a na Golgotę nie trzeba było się którą musiał pokonać Jezus, wynosiła około 700 metrów. Skazańcom przejście tego odcinka zajmowało około pół godziny. Sam Jezus mógł potrzebować nieco więcej czasu, zważywszy na jego stan po biczowaniu, głodzeniu i okrutnym traktowaniu. - ShutterstockStrażnicy mieli wątpliwości czy Jezusowi uda się dotrzeć na miejsce ukrzyżowania. Ledwo słaniał się na nogach, a częste upadki tym bardziej pogarszały jego stan. Gdyby umarł na jerozolimskiej ulicy, nie doszłoby do przybicia do krzyża, co zabrałoby "rozrywkę" żołnierzom. Stąd też pomysł, aby znaleźć Jezusowi pomocnika. Padło na Szymona, który wracał z pracy na być może nie niósł całego krzyża, a więc złożonego z dwóch belek, a jedynie jego poprzeczną część. Słup mógł być na stałe zamontowany w miejscu kaźni. Szymon więc nie tyle pomagał Chrystusowi w niesieniu drzewa, ale możliwe, że dźwigał go sam, a skazaniec jedynie szedł zapewne nie stał w gronie gapiów szydzących z Jezusa, bo wtedy mógłby w łatwy sposób odmówić pomocy. Ewangeliści podają jego pełne imię, co oznacza, że po przymuszeniu do niesienia krzyża, został chrześcijaninem i członkiem jerozolimskiej gminy jego dwa synowie – Aleksander i Rufus - dołączyli później do wyznawców Chrystusa i dziś są czczeni jako miejsce ukrzyżowania Jezus dotarł zapewne chwilę przed szóstą godziną dnia (według rachuby żydowskiej), a więc w niemal samo ewangeliści nie opisują Golgoty jako góry czy wzgórza, w powszechnej świadomości właśnie tak wyobrażane jest miejsce śmierci Jezusa. Z tego wynika również tradycja nazywania "Kalwariami" miejscowości i sanktuariów znajdujących się na wyniosłościach Marek nazywa Golgotę "miejscem". Wiadomo również, że odległość od niej do grobu Chrystusa nie była znacząca. Jan Ewangelista tłumaczy, że Jezusa złożono w miejscu, które nie było odległe od Golgoty – a wynikało to z obchodzonego w dniu śmierci Chrystusa dnia Golgoty widoczna pod ołtarzem - ATEF SAFADI / PAPW Jerozolimie czasów Jezusa Golgota znajdowała się poza murami miasta, jednak nie była to duża odległość. W tej okolicy umiejscawia się również grób była zapewne pozostałością po dawnym kamieniołomie. Robotnicy kując skałę, pozostawili jej słabszy fragment, który z biegiem czasu przyjął formę występu. Od jego mlecznej barwy zaczęto nazywać go Miejscem Czaszki. Było to miejsce, gdzie już od dawna wykonywano egzekucje na skazańcach. Zapewne z tego powodu w ścianach opuszczonego kamieniołomu wykuwano groby, aby składać w nich przybito do krzyża trzema lub czterema gwoździami. Nie przebijano środków dłoni, ale nadgarstek. Gwóźdź przebijał się przez lukę pomiędzy kośćmi i rozrywał znajdujące się tam nerwy, powodując niewyobrażalny ból. Ludzkie dłonie są zbyt słabe, ale udźwignąć ciężar ciała, więc rozerwałyby się, gdyby przebito ich przebicie dłoni sprawiłoby, że któraś z kości śródręcza mogłaby pęknąć. W ten sposób nie spełniłoby się proroctwo mówiące, że "kości jego łamać nie będziecie" (Wj 12, 46), które początkowo odnosiło się do baranka paschalnego na Deloche / PAPGrób AdamaMiejsce, które zwano Golgotą, powszechnie uważa się również za grób Adama. To właśnie w grocie znajdującej się tuż pod krzyżem Chrystusa miały spoczywać szczątki pierwszego po śmierci Jezusa rozpoczęło się trzęsienie ziemi, a skały zaczęły pękać, pierwsze krople krwi z krzyża spłynęły na czaszkę Adama, symbolicznie dokonując zbawienia ludzkości. Pęknięcie w strukturze Golgoty można dostrzec również dziś, podczas wizyty w bazylice Bożego pękniecie w strukturze Golgoty. Kaplica Adama - © Creative CommonsSame trzęsienia ziemi nie były na Bliskim Wschodzie rzeczą niezwykłą. To jednak miało zupełnie inny charakter niż pozostałe. Przede wszystkim stało się to w momencie śmierci Jezusa. Ponadto pęknięcia skał, które powstały w jego trakcie są pionowe. Zazwyczaj takie uszkodzenia przebiegają wzdłuż pokroju skał, najczęściej na granicy na KrzyżuW Ewangeliach wymieniono siedem mów, które wygłosił Jezus. Najbardziej intrygującą są słowa: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?"Ojciec Adam Szustak mówił w trakcie rekolekcji, które prowadził w bazylice oo. dominikanów w Krakowie, że według tradycji, każdy wierzący Izraelita miał obowiązek odmówić ten psalm nad napotkanym umierającym człowiekiem, a nawet w trakcie konania na krzyżu, nikt z obecnych nie rozpoczyna psalmu. Ojciec Szustak dowodził, że sam Jezus wówczas zaczął odmawiać go nad sobą. Treść modlitwy – która została spisana najwcześniej sześć stuleci przed Chrystusem – jest proroczym opisem śmierci że zmęczony, odwodniony i pobity Chrystus wyrecytował pełną treść psalmu. Była to z pewnością dla niego ważna modlitwa, ponieważ pierwsze jej zdanie wypowiedział po aramejsku, który był codziennym językiem na terenie Palestyny, a w liturgii używano zazwyczaj jednak Jezus rzeczywiście recytował pełną treść modlitwy, stojący pod krzyżem faryzeusze mogliby słyszeć słowa: "przebodli ręce i nogi moje" i widzieć Jezusa wiszącego na krzyżu. Psalmista, tworząc ten opis, nie mógł znać ukrzyżowania jako formy egzekucji. Ta pojawiła się w Palestynie dopiero za czasów psalmie padają również słowa o dzieleniu szaty i rzucania losów o suknię. Scena ta rozgrywała się tuż po ukrzyżowania, w niewielkiej odległości od miejsca, gdzie postawiono godziny szóstej (a więc w południe), gdy Jezus został przybity do krzyża, całą ziemię ogarnął mrok. Ciemności trwały do godziny dziewiątej, a więc momentu śmierci Chrystusa. Była to symboliczna ciemność, bo właśnie tego dnia po zmroku Żydzi mieli zasiąść przy stole, na którym składano baranka paschalnego. Jezus - jak naucza teologia - baranek paschalny został ofiarowany po zmroku, w ciemności, zgodnie z w momencie, gdy Jezus konał na krzyżu w świątyni jerozolimskiej trwało zabijanie baranków, które wieczorem mieli spożyć mieszkańcy modlący się przy Kamieniu Namaszczenia - ATEF SAFADI / PAPEwangeliści podają różne ostatnie słowa Jezusa. Mateusz pisze jedynie o tym, że "Jezus zawołał donośnym głosem" (Mt 27, 50), podobnie u Marka. U Jana ostatnimi słowami umierającego było: "Wykonało się!", Łukasz zaś przytacza: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego". Jezus w ostatniej chwili życia miał donośnie krzyknąć, co łączy się z hipotezą, że zmarł z powodu pęknięcia serca, które powoduje rozdzierający i Marek opisują znaki, które wydarzyły się w Jerozolimie tuż po zgodnie Jezusa. Zasłona Przybytku w jerozolimskiej świątyni miała w tym momencie rozedrzeć się przez środek. Teologowie uznają to wydarzenie za symboliczne zbliżenie Boga do ludzi. Zasłona, która do tej pory oddzielała zwykłych wiernych od sacrum, nagle przestała istnieć. Już nie tylko arcykapłan mógł zbliżyć się do pisze również o potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło teren Palestyny. Wstrząsy miały doprowadzić do otworzenia się grobów, z których mieli wyjść zmarli i pojawić się w ten po części tłumaczą wizje bł. Anny Katarzyny, która tak opisuje ten moment: "Gdy Jezus z głośnym wołaniem oddał ducha w ręce Ojca Niebieskiego, widziałam jak dusza Jego w postaci świetlistej spłynęła po krzyżu do otchłani, otoczona gronem jasnych aniołów, między którymi poznałam Gabriela. Przybywszy do otchłani, wysłał Jezus zaraz wiele dusz, by wstąpiwszy w swe ciała, wyszły na świat upomnieć zatwardziałych grzeszników i dać o nim świadectwo".Obraz mękiNegatyw zdjęcia Całunu Turyńskiego - © Creative CommonsPiąta Ewangelia. Niemy świadek wszystkich zdarzeń, które dziś stanowią sedno i sens wiary katolickiej. Zapis męki, śmierci i zmartwychwstania. Od roku 1898, gdy po raz pierwszy sfotografowano Całun Turyński, jest on obiektem zainteresowania lnianego płótna możemy wyczytać przebieg tego, co spotkało Jezusa od wieczoru po przedwczesnej wieczerzy paschalnej aż do wielkanocnego poranka zmartwychwstania. Ewangelista Łukasz opisuje, jak podczas nocy w Ogrojcu "pogrążony w udręce, Jezus jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię" (Łk 22, 44).Istnieje termin medyczny, który opisuje przytoczone przez Łukasza (nawiasem mówiąc lekarza z wykształcenia) objawy. Hematidroza to stan, który bezpośrednio wynika z wycieńczenia fizycznego i psychicznego. Objawia się ona rozszerzonymi naczyniami włosowatymi, które pękają w pobliżu gruczołów potowych i wraz z potem wydostają się na skórę. Z zewnątrz wygląda to tak, jakby ktoś pocił się krwią. I również na wizerunku Człowieka z Całunu widać, że powierzchnia twarzy jest zabrudzona pojmaniu, w domu Annasza w pewnym momencie jeden ze sług policzkuje Jezusa. Na płótnie można zauważyć odcisk sporego krwiaka w okolicy prawego policzka, widoczny jest również opuchnięty (najpewniej złamany) nos. Być może cios zadano nie dłonią, a raczej kijem lub krótką pałką - na to wskazuje rozległość twarzy dostrzec można również ślady po zaschniętych strużkach krwi, obrzęki na policzkach i czole, a także złamaną kość jarzmową, pęknięte łuki brwiowe oraz wyraźnie napuchnięte są również rany po koronie cierniowej. Jest ich około 50, są mało, ale głębokie - sięgały zapewne aż do kości czaszki. Nie była to również korona we współczesnym rozumieniu, a raczej "czapka", która okrywała głowę także od góry. Skóra, która pokrywa czaszkę, jest bardzo mocno unerwiona, kolce wbijające się w niej musiały więc powodować straszliwy z Manoppello - © Creative CommonsTwarz Chrystusa widoczna jest również na chuście z Manoppello. Uważa się, że Całun przedstawia Jezusa umęczonego, a Volto Santo to obraz zmartwychwstania. Na wzierunku utrwalonym na chuście nie widać już tak wyraźnie ran, oczy Jezusa są otwarte, więc był to materiał, którym owinięto głowę Chrystusa, gdy składano go do grobu lub chusta, której użyła św. Weronika. Co ciekawe jest ona utkana z bisioru, który często nazywa się morskim jedwabiem. Pozyskuje się go z małżów, a jego najważniejszą cechą jest odporność na barwniki. Wizerunek na chuście musiał powstać więc w sposób jeszcze mówi nam całun?Na wysokości lewej łopatki widać wyraźną, szeroką, krwawą wybroczynę, która jest zapewne wynikiem dźwigania poprzecznej belki krzyża, tzw. uwiecznił również upadki Chrystusa. Kolana są pozbawione skóry, obdarty jest również nos, co oznacza, że Jezus upadał wprost na twarz. Przy upadku nie mógł się osłaniać, ponieważ jego ręce były przywiązane powrozami do dotarciu na miejsce ukrzyżowania, z Jezusa zdarto szaty, które miał na sobie. Materiał przesiąknięty krwią i potem zdążył przykleić się już do ran i ciała. Gwałtowne zerwanie sprawiło, że stare zranienia otworzyły się na nowo i zaczęły wbijano do wcześniej przygotowanych otworów w belce. Najwyraźniej źle oceniono odległość pomiędzy dłońmi Jezusa i aby można było przybić go do krzyża, musiano gwałtownie pociągnąć jego prawe ramię, które wypadło ze wyjaśnia również, że stopy Jezusa były przybite razem, jednym gwoździem. Dostrzec można również ranę po włóczni Longina, którą przebito bok na siebie wizerunki z chusty i Całunu - © Creative CommonsNajbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci Jezusa jest nagłe zatrzymanie akcji serca, które pękło, a krew z jego wnętrza dostała się do osierdzia. Tam krwinki oddzieliły się od surowicy i po uderzeniu Longina wypłynęły na zewnątrz tworząc wrażenie, jakoby z rany wydostała się krew i zdjęto z krzyża i pochowano w grobie Józefa z Arymatei. Spieszono się, ponieważ do zmroku zostało niewiele czasu i zbliżała się uczta paschalna. Święto przejścia z niewoli do wolności i ze śmierci do pomoc dziękuję księdzu doktorowi Marcinowi Kowalskiemu. Korzystałem z następujących książek i artykułów:Joseph Ratzinger, Jezus z Nazaretu, Wydawnictwo m, Kraków 2007C. J. Humphreys, W. G. Waddington: Dating the Crucifixion. Nature 1983; 306: 743Klemens Brentano Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa Chrystusa według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich, tłum. ks. prof. dr Wojciech Galant, Wydawnictwo Dębogóra, Kraków 2014Biblia Tysiąclecia Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2000Pismo Święte Nowego Testamentu i Psalmy. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem". Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2005Z. Ziółkowski, Spór o Całun Turyński. Relikwia Męki Pańskiej w świetle najnowszych badań, Warszawa 1993(bmp)Źródło:OnetData utworzenia: 16 kwietnia 2022, 15:31Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj. Kim był ten młody mężczyzna? Jak to się stało, że wywarł tak wielki wpływ, choć nie pozostawił ani jednej własnoręcznie napisanej linijki? Jak naprawdę wyglądał? Do dziś zmagamy się z zagadką Jezusa? Noc narodzin Jezusa była rzeczywiście cicha. Imperium Rzymskie trzymało się mocno i akurat nie prowadziło wojny. W Palestynie jeszcze nie wrzał bunt przeciwko rzymskiej okupacji. Żydzi nie mieli wprawdzie państwa, ale mieli szeroki samorząd i wolno im było nie oddawać boskiej czci cesarzowi. Kapłani starali się więc nie wchodzić w kolizję z rzymskimi porządkami, a lud czekał na Mesjasza–wyzwoliciela. W antycznym świecie elity mówiły po grecku, łacina była językiem dowódców i administratorów. Bunty niewolników i podbitych tłumiły niezwyciężone legiony. Duszami milionów wciąż władały religie wielu bogów, które monoteizm nazwał pogardliwie pogaństwem. Nic nie wskazywało, że ten świat ma się radykalnie odmienić duchowo, kulturowo, politycznie. I że początek tym zmianom dadzą wydarzenia w zabitej dechami Galilei, gdzie urodził się Jezus. Kim był ten młody mężczyzna? Jak to się stało, że wywarł tak wielki wpływ, choć nie pozostawił ani jednej własnoręcznie napisanej linijki? Jak naprawdę wyglądał? Do dziś zmagamy się z zagadką Jezusa, choć wieki mrówczej pracy badaczy pozwalają skleić jakąś całość z odłamków wiedzy. Przez wieki przybywało elementów tej układanki, nabierała wyraźnego kształtu. Ostatecznej pewności mieć jednak nie możemy. Brat Jezus W naszych czasach mało kto podważa historyczność Jezusa. Teraz nie jest to już potrzebne dla prowadzenia walki ideologicznej. Niewierzący lub wyznawcy innych religii nie muszą już podważać historyczności samego Jezusa, by swobodnie pielęgnować własny światopogląd. Ale jeszcze całkiem niedawno chrześcijanie nie lubili zbyt dociekliwych poszukiwaczy prawdy o Jezusie, zwłaszcza we własnych szeregach. Uważali je za dywersję, za kryptoateizm. Wydana w 1863 r. powieść Ernesta Renana „Życie Jezusa” była szokiem, bo ukazywała Jezusa przede wszystkim jako ideał człowieka. To odczytanie wróciło sto lat później w epoce kontrkultury, która wystawiła swój pomnik temu doskonałemu człowieczeństwu Jezusa: rock–operę „Jesus Christ Superstar”. Długowłosy marzyciel, pacyfista pragnący szczęśliwszego świata bez przemocy, musi napotkać opór świata wyznającego kult siły i pieniądza. Historyczność Jezusa przestała być problemem. Kłopot zaczęła sprawiać kluczowa idea chrześcijaństwa: że ten duchowy nauczyciel był Bogiem wcielonym w człowieka. Ale ten problem towarzyszy chrześcijaństwu od jego zarania. Katolik Renan, a przed nim protestancki teolog David Friedrich Strauss („Das leben Jesu”, 1835) czy XVIII–wieczny biskup i historyk Jacques Bossuet torowali drogę współczesnym interpretacjom zagadki Jezusa. Nie chcąc wdawać się w roztrząsanie sprzecznej z logiką i doświadczeniem idei Boga–człowieka, skupili się na człowieczeństwie Jezusa. Żeby czcić Jezusa, nie trzeba wierzyć, że jest Bogiem. Wystarczą jego niezwykłe słowa i czyny zapisane w Nowym Testamencie. Symbolem tej postawy może być głośny niemiecki teolog i pisarz Eugen Drewermann (ur. 1940), zwany katolickim Lutrem XX wieku, mieszkający przez lata w obskurnym bloku, bez telefonu, samochodu, lodówki, zawieszony po bezskutecznych napomnieniach władzy kościelnej w prawach kapłana. Drewermann głosi, że Kościół zredukował Boga do instytucji władzy. Naukę Jezusa odczytuje na tle jego historycznej epoki, jej krajobrazu duchowego, społecznego, politycznego, jej mitów i legend. Autor „Księży” odrzuca bogoczłowieczeństwo (a więc także zmartwychwstanie) Jezusa. „Jezus został spłodzony jako człowiek i urodził się także jak każdy inny człowiek. Niezwykłe było nie jego urodzenie, tylko jego życie. Aby to wytłumaczyć, pierwsi chrześcijanie posłużyli się obrazami niepokalanego poczęcia, które sięgają staroorientalnych wyobrażeń narodzin królów. Historie urodzenia Jezusa u Mateusza i Łukasza to bliskie mitowi legendy, a nie historyczne relacje”. Rekordzista wszech czasów Ale nawet po odjęciu boskości zagadka Jezusa zmienia tylko wektor. Podstawowe pytania nie tracą ważności. Jakim cudem założona przezeń religia przetrwała, rozwinęła się, wyszła z palestyńskich opłotków w szeroki świat? Policzono, że na temat Jezusa napisano po dziś dzień ponad 17 tys. książek – absolutny rekord wszech czasów. A przecież nauczał zaledwie trzy lata, a może tylko rok i umarł śmiercią uważaną za hańbiącą, która miała odstraszać potencjalnych wyznawców. Faktów bezpośrednio dotyczących Jezusa jest żałośnie mało. Nawet daty urodzin i śmierci nie są pewne; jubileusz dwutysiąclecia minął, ściśle biorąc, już kilka lat temu. Najczęściej podaje się piąty (lub czwarty, szósty i siódmy) rok przed erą chrześcijańską jako datę urodzin i rok 30 „naszej ery” jako datę śmierci Jezusa. Gdy umarł, wszystko zapowiadało się jak najgorzej. Pozostawił garstkę zdezorientowanych uczniów, bez organizacji, wpływów, pieniędzy. Chrześcijanie powinni byli podzielić los wcześniejszych sekt żydowskich – bo taką sektą był zalążek Kościoła wokół Jezusa – o których pamiętają dziś tylko specjaliści. Ale pojawił się Paweł, dawniejszy prześladowca Żydów–chrześcijan, a potem niezmordowany ewangelizator Śródziemnomorza, czyli świata „pogańskiego”, w którym zakładał gminy chrześcijańskie od Turcji przez Grecję po Rzym. Nie zetknął się z Jezusem osobiście; wiedział o nim zapewne jeszcze mniej niż my. Może dlatego całą energię skupił na szerzeniu niesamowitej nowiny o zmartwychwstałym Bogu–człowieku, a detale, które mogły interesować niedowiarków, ignorował lub odmawiał im istotnego znaczenia. To Paweł uczynił ze zmartwychwstania oś chrześcijaństwa i najważniejszy fakt biografii Jezusa. Odcisnął na dziejach Kościoła tak silne piętno, że niektórzy uważają go za rzeczywistego twórcę chrześcijaństwa w postaci znanej pokoleniom po Chrystusie. Można się więc spierać o wszystko, ale o to, czy Jezus istniał – nie warto. Prawda, że prawie wszystkie źródła – na czele z trzema Ewangeliami Marka, Mateusza i Łukasza – z których czerpiemy szczątkową wiedzę o Jezusie, są źródłami chrześcijańskimi i to powstałymi najwcześniej 20 lat po śmierci Jezusa i że nie układają się w spójną biografię. Nazywa się je syno–ptycznymi – do lektury porównawczej – tymczasem są w nich sprzeczności i luki (jak choćby dwa różne rodowody Jezusa). Pisano je w przeświadczeniu, że Jezus – po hebrajsku Joszua, Jeszu, Bóg zbawia – jest Chrystusem, po grecku pomazaniec, tłumaczenie hebrajskiego terminu Mesjasz – czyli Bogiem wcielonym w człowieka dla wyzwolenia wszystkich ludzi od grzechu. Tradycyjna literatura chrześcijańska może drażnić – zauważa Jean Paul Roux, współczesny historyk religii, katolik – swoją pogardą dla innych wyznań, także dla religii i prawa żydowskiego, które z chrześcijaństwem wiąże splot nierozerwalny. Drażnić zarozumiałością, moralizowaniem, podsuwaniem odpowiedzi na wszystko. Ale tych błędów – także w badaniach historycznych – starają się uniknąć dzisiejsi piszący o Jezusie i chrześcijaństwie. Mozół uczonych końca XIX i całego XX w. – archeologów, biblistów, historyków, etnologów, badaczy kultury i cywilizacji – pozwolił warstwa po warstwie odsłonić dosyć kompletny obraz czasów, w jakich żył Jezus. Potrafimy opisać wnętrza, w jakich przebywał, ubiór, jaki mógł nosić, przedmioty, jakimi mógł się posługiwać, język, jakim mówił, scenerię narodzin i śmierci. Krzyż na przykład nie wyglądał tak jak na większości dawnych przedstawień – był niższy, w kształcie litery T; odnaleziono grotę, w której Jezus się narodził, i inną – w której złożono jego ciało po śmierci. Bazylika Grobu Pańskiego w Jerozolimie stoi w miejscu stracenia i pogrzebania Jezusa. Kilka lat temu odnaleziono grób i kości arcykapłana Kajfasza. Odkryte w połowie lat 40. XX w. rękopisy znad Morza Martwego i w Nag Hammadi nie przyniosły chrystologicznych rewelacji, choć ogromnie poszerzyły wiedzę o teologii i sytuacji religijnej w czasach Jezusa. Odnaleziona w Nag Hammadi „Ewangelia Tomasza” pełna jest luźnych przypisywanych Jezusowi powiedzeń. Na przykład: „Kto jest w pobliżu mnie, przebywa blisko ognia, ale kto jest ode mnie daleko, daleko jest od królestwa”. Jak wyglądał? Religia żydowska zakazuje sporządzania wizerunków Boga. Ewangeliści nie wspominają ani słowem o zewnętrznym wyglądzie Jezusa. Jeśli potraktować jako wskazówkę słynny całun turyński, można przypuszczać, że był mężczyzną dość wysokim (1,78 m), harmonijnie zbudowanym, o wyraźnie semickiej urodzie, bujnych włosach i brodzie. Wiedzę o Jezusie jako konkretnym człowieku zanurzonym w konkretnej epoce historyczno–cywilizacyjnej czerpiemy ze szczegółowych jej badań. Jest to wiedza dedukowana z kontekstu. Ilekroć badacze stają tu wobec zagadek nie do rozwiązania, wolą milczeć lub otwarcie przyznać się do niewiedzy. Solidna warsztatowo krytyka wszelkich źródeł i ustaleń jest dziś czymś oczywistym także dla uczonych kościelnych czy po prostu wierzących. Tak jest od niedawna, od mniej więcej 100 lat. Rozum w sejfie Na początku naszego stulecia historyk Ernst Troeltsch ostrzegał, że nowoczesne metody badań historycznych nie dają się pogodzić z wiarą chrześcijańską; biskup Stubbs, wykładowca historii nowożytnej w Oksfordzie, chwalił się z kolei, że przekonał innego historyka, by wyrzucił do kosza na śmieci „Życie Jezusa” Renana, choć duchowny książki nawet nie przeczytał. Tak to historyk zdeprawował drugiego historyka, a obaj upokorzyli w ten sposób chrześcijaństwo – osądzał taką postawę Paul Johnson, autor „A History of Christianity” (1976). Wybitny intelektualista kościelny XIX w. kardynał Newman trzymał w sejfie egzemplarz „Wieku rozumu” Thomasa Paine´a, zmarłego w 1809 r. „angielskiego Woltera”. Newman chciał ustrzec swych uczniów przed kontaktem z krytykiem religii zorganizowanej, obrońcą Rewolucji Francuskiej i idei oświecenia, który pisał: „Wśród wszelkich tyranii gnębiących ludzkość najgorsza jest tyrania w dziedzinie religii, każda inna odmiana tyranii ogranicza się do świata, w którym żyjemy, lecz tyrania religii usiłuje sięgnąć poza grób i ścigać nas w wieczności”. Na szczęście ten okres chrześcijańskiego despotyzmu bezpowrotnie minął. W świecie po chrześcijaństwie, w którym, zwłaszcza na Zachodzie, religia ta staje się znów religią katakumb, religią mniejszości, wybierającej ją dobrowolnie, z wewnętrznego przekonania, nie da się żadnej książki zamknąć w sejfie. Za krytyczny rozbiór wszelkich tekstów, nawet biblijnych, nie grożą już kary ani prześladowania. Dziś wiemy, że Jezus: nie był mitem, archetypem, ani symbolem czegokolwiek; nie był wcieleniem Buddy ani nauczycielem przysłanym z Orientu; nie był wyznawcą ani nauczycielem gnozy, potężnej konkurentki chrześcijaństwa pierwszych wieków; nie był obsesyjnym ascetą wyniszczającym ciało i umysł w jaskini; nie był żydowskim renegatem i nie kolaborował z rzymskim okupantem; nie był politycznym buntownikiem ani społecznym rewolucjonistą, porywającym się z motyką na słońce; nie był prekursorem socjalizmu ani kapitalizmu; I że: był Żydem praktykującym religię mojżeszową; sam nazywał siebie Synem Człowieczym (sędzią ludzi u kresu świata) lub Synem Bożym, ale nigdy Mesjaszem; przeistoczył religię żydowską radykalnie, wysuwając na czoło pojęcie Boga jako Miłości i piętnując obłudę, zwłaszcza w religijnym establishmencie żydowskim; szczególnie chętnie spotykał się i rozmawiał z ludźmi prostymi, biednymi, społecznie dyskryminowanymi, ale nie potępiał hurtem warstw wyższych – nie stosował zasady odpowiedzialności zbiorowej; używał języka aramejskiego, przypowieści, obrazowych porównań i powiedzeń łatwych do zapamiętania; żył około 35 lat, zginął śmiercią przeznaczoną dla buntowników. Słowem, był człowiekiem swojej epoki, niezwykle zręcznie poruszającym się w labiryncie sprzecznych oczekiwań, koncepcji, interesów; człowiekiem żyjącym w realiach okupacji zaostrzającej pragnienie wyzwolenia i poczucie tożsamości, w miejscu gdzie krzyżowały się wpływy różnych wiar i kultur; ale dążył do własnego, ściśle określonego celu. Było nim przekonanie ludzi, że w nim, Jezusie, znajdą zbawienie. Po ludzku biorąc, Jezus poniósł klęskę – został właściwie sam; nie opuściła go tylko garstka mężnych kobiet. Żydzi nie przyłączyli się do ruchu, który założył. Impas przełamała dopiero wieść o zmartwychwstaniu; chrześcijaństwo dźwignęło się już po śmierci swego założyciela – bez jego fizycznej obecności i jego przywództwa. Drugim kołem ratunkowym okazała się działalność misyjna apostołów wśród nie–żydów. Trzecim było wejście w IV w. w sojusz z państwem rzymskim (od edyktu cesarza Konstantyna, 313 r., czyniącego chrześcijaństwo religią państwową) i okrzepnięcie centralistycznej struktury Kościoła. Apokryfy i herezje Chrześcijanie od początku łaknęli szczegółów życia Jezusa. Już w pierwszych wiekach powstała ogromna literatura próbująca wypełnić luki. Po antycznym świecie krążyło mnóstwo tak zwanych apokryfów (pism „ukrytych”), w tym ewangelii (jak wspomniana wyżej Tomasza), opisujących dzieciństwo i dorosłe życie Jezusa. Choć Kościół odrzucił te pisma, sporo z nich przeniknęło i zostało w ludowej pamięci (jak choćby zwierzęta z betlejemskiej groty). Ewangelia pseudo–Mateusza tak przedstawia narodziny Jezusa: gdy nadszedł czas rozwiązania, anioł polecił, by Maryja zsiadła ze zwierzęcia jucznego i weszła do podziemnej groty, w której nigdy nie było światła. Kiedy Maryja weszła do środka, grotę oblała jasność. Boskie światło świeciło tak długo, jak długo przebywała tam Maryja. I tam porodziła syna, którego otoczyli aniołowie i wielbili go. Sprowadzona przez Józefa położna wykrzykuje po zbadaniu pierworódki: Nigdy nie słyszano, żeby piersi były pełne mleka i żeby narodzony chłopiec nie naruszył dziewictwa swej matki. Żadnego upływu krwi podczas porodu, żadnego bólu przy połogu. Gdy zaś położna wzięła noworodka na ręce, przestraszyła się, bo nie czuła jego ciężaru i dziwiła się, że niemowlę nie płacze, tylko uśmiecha się wdzięcznie – „i otworzywszy oczy spojrzał na mnie uważnie. I nagle z oczu jego błysnęło światło niczym błyskawica”. Niesamowite rzeczy dzieją się też w apokryficznym dzieciństwie Jezusa. W „Ewangelii dzieciństwa” według Tomasza Izraelity pięcioletni Jezus ożywia dwanaście wróbli, które ulepił z gliny, bawiąc się w strumieniu; „innym razem szedł przez wieś i biegnący chłopiec uderzył go w plecy. Jezus rozzłoszczony rzekł do niego: Już nie pójdziesz dalej swoją drogą. A on natychmiast padł martwy”. Jakby dla równowagi kilka paragrafów dalej Jezus wskrzesza współtowarzysza zabaw, który spadł z tarasu. Rodzice zabitego chłopca nie wierzyli, że to nie Jezus go zrzucił. „Zszedł Jezus z dachu i stanął koło zabitego dziecka i zawołał: Zenonie! powstawszy, powiedz im, czy ja ciebie zrzuciłem? A ów powstawszy odpowiedział: Nie, Panie, nie zrzuciłeś mnie, ale wskrzesiłeś”. W tych tekstach nie chodziło tylko o zaspokojenie ludzkiej ciekawości i dostarczenie dowodów boskości Jezusa. Równie ważna była teologia. Chrześcijaństwo rozwijało się w zaciętej walce z duchową konkurencją. Polerowało swoje wyobrażenie o sensie wieloznacznych nauk założyciela religii, z których wyciągano sprzeczne wnioski. Tak hartował się Kościół i doktryna, formowała się kościelna teologia i filozofia. Kościół potępiał jako herezje nowe doktryny, sprzeczne z jego interpretacją orędzia Chrystusa i godzące w kościelną rację bytu. Tę walkę – połączoną czasem z fizyczną zagładą sekt uznanych przez Rzym za fałszywe lub heretyckie – prowadzoną w imię prawdy o Jezusie i w imię prawdziwego chrześcijaństwa – przegrali z Kościołem: gnostycy żydowscy, helleńscy i chrześcijańscy, którzy nie wierzyli, że to Bóg stworzył świat skażony złem, cierpieniem i grzechem; marcjoniści, którzy odrzucili cały Stary Testament i kult Jahwe, a czcili wyłącznie Chrystusa; nowacjanie, którzy uważali, że Kościół rzymski leży w grzechu i domagali się absolutnej zgodności praktyki życia z głoszoną etyką; donatyści, masowy ruch w Afryce północnej, uznający dogmaty wiary, ale opozycyjny wobec Kościoła i państwa rzymskiego, a także wobec islamu i panowania arabskiego; pelagianie, którzy podkreślali, że człowiek może zapracować na swoje zbawienie już w tym życiu, a Kościół powinien dbać nie tylko o możnych tego świata; arianie, którzy odrzucili bóstwo Chrystusa, bo uważali, że Bóg nie może mieć styczności z marnym światem i musi się czymś różnić od Syna Bożego; manichejczycy, którzy bardzo poważnie zagrażali Kościołowi przez długie wieki, głosząc religię zbawienia, polegającą na całkowitym odrzuceniu materii jako więzienia ludzkiego ducha. Jezus według nich wyzwolił człowieka tylko częściowo, bo nie w pełni ukazał mu walkę między złem i dobrem, światłem i ciemnością. Nim przeszedł na chrześcijaństwo, manichejczykiem był święty Augustyn. Kościół nieprzejednanych manichejczyków karał zwykle śmiercią. Powrót arian Czy to zwycięstwo w walce z dysydentami wzbogaciło wiedzę chrześcijan o Jezusie? Na pewno wzmocniło Kościół i teologiczną ortodoksję. Kościół nie wypracował tak skutecznych metod radzenia sobie z ruchami odśrodkowymi czy mniejszościami, jak udało się to w zdecentralizowanym islamie, judaizmie czy religii buddyjskiej. Wewnętrzny pluralizm w Kościele (katolickim) nigdy nie zniknął, ale ujście znalazł sobie przede wszystkim w sztuce, kulturze i liturgii chrześcijańskiej. Skoro wiadomo tak niewiele – jak naprawdę wyglądało zwiastowanie, narodziny, przemiana na górze Tabor, ostatnia wieczerza, zdjęcie z krzyża, zmartwychwstanie i tyle innych scen z Ewangelii? – to możliwe (artystycznie) jest prawie wszystko. Tą ścieżką wolności wyobraźni poszły pokolenia artystów, tworząc firmowy znak europejskiej kultury chrześcijańskiej, dla której życie Jezusa i Biblia były przez wieki niewyczerpanym źródłem natchnienia. Za tysiąc lat z cywilizacji chrześcijańskiego Zachodu może nie pozostać nic, ale przetrwają mistrzowie średniowiecza i renesansu, Rembrandt, El Greco, Haendel, Bach. „Idiota” i „Bracia Karamazow” Dostojewskiego, w których Chrystus wraca na ziemię i zastaje ponurą rzeczywistość mieniącą się chrześcijaństwem i Kościołem. Kto wie, może trzecie millenium spłata figla większości z nas i zapamięta też dzieła współczesne, poezję i filmy: prócz „Ewangelii według Mateusza” Pasoliniego, „Żywot Briana” Monty Pythona, „Jezusa z Montrealu” Arcanda i „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Tam gdzie religia instytucjonalna skostniała, wkracza sztuka. Zagadkę Jezusa drąży dziś raczej kultura. Pasjonuje ją wciąż tajemnica człowieczeństwa Jezusa, mniej – jego boskości. Świat zachodni w większości w nią nie wierzy, jak nie wierzyli starożytni arianie. „Wszystkie przykazania zmieniają znaczenie – pisał grecki prozaik Nikos Kazantzakis (zm. 1957), autor „Greka Zorby” i książki, która zainspirowała reżysera Martina Scorsese („Ostatnie kuszenie Chrystusa”). – Nie patrzymy, nie słuchamy, nie nienawidzimy, nie kochamy już tak jak kiedyś. Odnawia się dziewictwo Ziemi. Nowy smak ma chleb, woda, kobieta. Nową, niemierzalną wartość – działanie. Wszystko nabiera nieoczekiwanej świętości: piękno, wiedza, nadzieja, walka o byt i codzienne, niby nieważne troski. We wszystkim struchlali rozpoznajemy to samo ogromne zniewolone Tchnienie, które walczy o wolność”. Kultura i nowe, nie trzymające się kurczowo instytucji podejście do religii sprawiają, że Jezus nie schodzi z wokandy. Są miejsca na świecie, gdzie zwykli ludzie potrafią żywo dyskutować o swym stosunku do Chrystusa i sensie jego religii. I to doskonale współgra z zasadniczą treścią nauki Jezusa. Jest nią osobisty stosunek człowieka do Boga. Jezus historyczny odrzucał zbyt sformalizowane podejście do Boga i religii, zbyt głębokie kompromisy z władzą, hierarchią, konwencjami. To przesłanie było zawsze kłopotem dla Kościoła głoszącego, że przechowuje nienaruszony depozyt wiary chrześcijańskiej. Ale z tego samego powodu chrześcijaństwo rozpaliło wyobraźnię pokoleń i rozrosło się w największą religię świata. Przez dwa tysiące lat na naukę Jezusa nałożyły się nieprzebrane odczytania i wyobrażenia. Na nieznaną twarz Chrystusa nałożono dziesiątki wizerunków. Chrystus frasobliwy, triumfujący, filozofów, mistyków, uczonych, prostaczków, z hipisowską pacyfką i z karabinem, Chrystus – Pan i Sługa, Chrystus prawicy i lewicy itd. Żaden nie jest ostatecznym kluczem do zagadki, razem tworzą bogactwo, ale i głaz przygniatający prawdę o Jezusie. Wciąż też pojawiają się ludzie i ruchy, próbujące ten głaz odsunąć – powrócić do pierwotnego chrześcijaństwa i Kościoła. * Józefa Hennelowa publicystka „Tygodnika Powszechnego”: Brat Jezus Chrystus Dwa tysiące lat temu (o niedokładność kalendarzową mniejsza) Bóg wszedł w historię człowieka na Ziemi. Stał się jednym z nas. Od tamtego czasu każdy, do kogo dotarł ten fakt, przeżywać może tajemnicę, której nigdy do końca nie zgłębi. Im pełniej albo im dotkliwiej doznaje sam swojej „kondycji ludzkiej”, tym mocniej ogarnia go zdumienie, wzruszenie, wstrząs prawdy nieprawdopodobnej. „Podobny we wszystkim, prócz grzechu”. Brat: Jezus Chrystus, dziecko z Betlejem, dorastające w Nazarecie, dorosły przemierzający ziemię palestyńską i nauczający tak, jak nikt jeszcze nie mówił, zamęczony w Jerozolimie. Poddany czasowi, prawom materialnym i psychicznym natury ludzkiej, przywiązaniom do ludzi, smutkowi, lękom i na koniec cierpieniu, którego człowiecza kondycja znieść nie była w stanie. Zostawiając ślad w świadectwie najbliższych sobie, którzy tak właśnie zeznają: opowiadamy o tym, „co widzieliśmy, co słyszeliśmy i czego ręce nasze dotykały”. Do dzisiaj i do końca czasów z tej niepojętej wspólnoty człowieczeństwa każdy może czerpać dla siebie to, co go podtrzymuje: braterstwo i nadzieję. A nadzieję dlatego, że ten sam historyczny Jezus Chrystus z Betlejem, Nazaretu i Jerozolimy pozostaje żywy przez całą historię: tę, która już minęła, która staje się teraz, będzie trwała jeszcze niewiadomy czas w przyszłości. To jest największa tajemnica, ta właśnie, którą – wierząc – nazywamy Wcieleniem. Nie zaskakuje mnie w niczym fakt, że ten sam Jezus Chrystus dla każdego człowieka był, jest i będzie żywy trochę inaczej, jak świadczy nie tylko sztuka kościelna, ale przede wszystkim mistyka świętych i życie duchowe każdego, kto – najbardziej nawet kulawo wierząc – do Niego się odnosi. Bo nawet suma tych wszystkich odniesień nie wyczerpie tajemnicy faktu, że kiedyś w czasie Bóg stał się człowiekiem i tak już pozostanie na zawsze. Po to są święta, żeby tajemnica ta docierała do nas w swoich różnych błyskach: tak zachwycających jak Boże Narodzenie (też przecież w tysiącu kształtów kulturowych), tak uciszających jak trzydzieści lat Jego milczenia w Nazarecie, tak wstrząsających jak nauczanie, które przewartościowuje wszystkie uznane porządki i wartości, tak porażających jak Jego cierpienie i śmierć. I na koniec pokonanie i śmierci, i grzechu. Własny los każdego z nas, los, który przecież staje się z chwili na chwilę, podsuwa, w jaki sposób w tym właśnie doświadczeniu czy doznaniu spotykamy się z „żywym na wieki”; które Jego słowa słyszymy najwyraźniej; którą Jego obecność odkrywamy tuż przy sobie. I niech to już zostanie tajemnicą każdego. Nie można zwierzać się aż do samego spodu. {"type":"film","id":8827,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Powr%C3%B3t+na+Ziemi%C4%99-1966-8827/tv","text":"W TV"}]}Ten film nie jest obecnie dostępny na platformach VOD.{"tv":"/film/Powr%C3%B3t+na+Ziemi%C4%99-1966-8827/tv","cinema":"/film/Powr%C3%B3t+na+Ziemi%C4%99-1966-8827/showtimes/_cityName_"} Po przeżyciach wojennych Stefan nie potrafi wrócić do normalnego życia. Wciąż wspomina okupację, kiedy wraz z żoną uciekł z transportu. Oboje, skrajnie wyczerpani, postanowili popełnić samobójstwo. Kiedy Wanda skoczyła do rzeki jemu zabrakło odwagi. Teraz żyje z poczuciem winy za jej śmierć. Pewnego dnia spotyka na ulicy żonę, którą uratowali wtedy przypadkowi ludzie. Rozstają się jednak, kiedy Wanda dowiaduje się prawdy... [opis dystrybutora] Do „powrotu do Galilei”, aby zobaczyć Jezusa zmartwychwstałego i stać się świadkami Jego zmartwychwstania – zachęcał Franciszek podczas liturgii Wigilii Paschalnej odprawianej w Wielką Sobotę późnym wieczorem w Bazylice św. Piotra w Watykanie. „To nie jest krok wstecz, to nie jest nostalgia. Jest to powrót do pierwszej miłości, aby otrzymać ogień, który Jezus zapalił w świecie i zanieść go wszystkim, aż po krańce ziemi” – mówił papież. W czasie Liturgii Sakramentów Ojciec Święty udzielił sakramentów chrztu, komunii św. i bierzmowania dziesięciu katechumenom. Połowa z nich to byli Włosi, a pozostali pochodzili z Białorusi, Francji, Libanu, Senegalu i Paschalną, wielką i najświętszą noc całego roku, matkę wszystkich wigilii, jak nazywał ją św. Augustyn, rozpoczęła Liturgia Światła w Bazylice św. Piotra. Papież poświęcił ogień, i zapalił paschał, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa, na którym wcześniej umieścił litery greckiego alfabetu „Alfa” i „Omega”, wyżłobił znak krzyża oraz cyfry roku 2014 wypowiadając słowa: „Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Na paschale umieścił również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa. Papież Franciszek zapalił paschał, od którego w pogrążonej w mroku bazylice zgromadzeni odpalali świece. Po dłuższej chwili świątynia rozbłysła morzem światła. W ciszy rozległo się trzykrotnie zawołanie: „Światło Chrystusa!”, na które zgromadzeni w bazylice odpowiadali śpiewając: „Bogu niech będą dzięki!” Z przedsionka papież Franciszek ze świecą wraz z orszakiem przeszedł główną nawą bazyliki do Konfesji św. Piotra. Po ustawieniu paschału pośrodku prezbiterium świątyni i jego okadzeniu diakon odśpiewał hymn „Exultet”, zaczynającą się od słów: „Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!”. Pieśń ta jest śpiewna tylko raz w roku, właśnie w trakcie Wigilii Paschalnej. Podczas Liturgii Słowa w językach: francuskim, hiszpańskim, angielskim, włoskim i po łacinie odczytano fragmenty Starego i Nowego Testamentu przypominające historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Każde z czytań przeplatał śpiew Psalmów. Powróciła też po raz pierwszy po Wielkim Poście pieśń „Alleluja”. W homilii papież nawiązał do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, w której oznajmia On kobietom, że udaje się do Galilei. „Galilea jest miejscem pierwszego powołania, gdzie wszystko się zaczęło! Powrócić tam, powrócić do miejsca pierwszego powołania” – powiedział Franciszek i wyjaśniał, co oznacza „powrót do Galilei”, czyli odczytanie wszystkiego, wychodząc od krzyża i od zwycięstwa. „Odczytać na nowo – przepowiadanie, cuda, nową wspólnotę, entuzjazmy i niewypełnienie obowiązków, aż do zdrady – odczytać ponownie wszystko wychodząc od końca, który jest nowym początkiem, od tego najwyższego aktu miłości” – mówił papież. Franciszek podkreślił, że „dla każdego z nas u źródła drogi z Jezusem jest jakaś `Galilea`”. „`Pójść do Galilei` oznacza coś pięknego, oznacza dla nas odkrycie na nowo naszego chrztu jako żywego źródła, zaczerpnięcie nowej energii u korzeni naszej wiary i naszego doświadczenia chrześcijańskiego” – zaznaczył papież. Wyjaśniając sens „powrotu do Galilei” zwrócił uwagę, że słowa te oznaczają przede wszystkim powrót do tego żywego punktu, w którym Boża łaska dotknęła człowieka na początku drogi. „To od tej iskry mogą rozpalić ogień na dzisiaj, na każdy dzień, i zanieść ciepło i światło do moich braci i sióstr. Od tej iskry zapala się pokorna radość, taka radość, która nie uwłacza cierpieniu i rozpaczy, radość dobra i łagodna” – mówił Franciszek. Zwrócił uwagę, że w życiu chrześcijanina, po chrzcie jest też „Galilea” bardziej egzystencjalna. Jest to doświadczenie osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem, który wzywa do pójścia za Nim i uczestniczenia w Jego misji. „W tym sensie powrót do Galilei oznacza strzeżenie w sercu żywej pamięci tego wezwania, kiedy Jezus przechodził na mojej drodze, miłosiernie na mnie spojrzał, poprosił mnie, bym za Nim poszedł. Oznacza odzyskanie pamięci o tej chwili, kiedy Jego oczy spotkały się z moimi, chwili w której pozwolił mi odczuć, że mnie kocha” – wyjaśniał Franciszek i zachęcił do odpowiedzi na pytania: „Co jest moją Galileą? Gdzie jest moja Galilea? Czy o niej pamiętam? Czy o niej zapomniałem? Czy poszedłem drogami i ścieżkami, które sprawiły, że o niej zapomniałem? Panie, pomóż mi: powiedz mi, co jest moją Galileą; Ty wiesz, że chcę tam wrócić, aby Ciebie spotkać i dać się objąć Twoim miłosierdziem”. Papież podkreślił, że Ewangelia Wielkanocy jest jasna. „Trzeba tam powrócić, aby zobaczyć Jezusa zmartwychwstałego i stać się świadkami Jego zmartwychwstania. To nie jest krok wstecz, to nie jest nostalgia. Jest to powrót do pierwszej miłości, aby otrzymać ogień, który Jezus zapalił w świecie i zanieść go wszystkim, aż po krańce ziemi” – mówił Franciszek. Na zakończenie wskazał na „Galileę pogan” i zachęcał aby odnieść się do niej z perspektywy Zmartwychwstałego i perspektywy Kościoła”. „Wyruszmy w drogę!” – zaapelował. Po wygłoszeniu homilii odśpiewano Litanię do Wszystkich Świętych. Franciszek poświęcił wodę. Odmówiono przyrzeczenia chrzcielne. Następnie papież udzielił sakramentów Chrztu i Bierzmowania 10 katechumenom. Wśród nich było pięciu Włochów oraz nowoochrzczeni z Białorusi – Julia Diemiańczuk, z Francji, Libanu, Senegalu i Wietnamu. Najmłodszy z Włoch miał 7 lat a najstarszy, Wietnamczyk – 58 lat. W odmówionej po włosku modlitwie wiernych wznoszono do Boga prośby: „Opiekuj się Kościołem Swoją Oblubienicą; Uświęcaj życie kapłanów; Umacniaj wiarę ochrzczonych. Oświecaj umysły rządzących; Zniwecz plany wojen; Nawróć serca okrutników. Pomnażaj miłość małżonków; Ożywiaj nadzieję młodych; Uśmierz cierpienia chorych. Wyzwól grzeszników z niewoli; Niewierzącym ukaż Swoje oblicze; Rozproszone dzieci przyprowadź do Swojej miłości. Podnieś na duchu zniechęconych; Podtrzymaj w walce umierających; Zmarłych przyjmij do wiecznej chwały.” Na zakończenie uroczystości Franciszek raz jeszcze zachęcił wszystkich: „Nie bójcie się, idźcie do Galilei aby spotkać Pana” i złożył życzenia dobrych i błogosławionych Świąt Wielkanocnych. Mszę św. w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego odprawi sam papież, bez koncelebransów. Ojciec Święty nie wygłosi kazania. Rozpocznie się ona o godz. i potrwa około półtorej godziny, a w samo południe Franciszek udzieli błogosławieństwa „Urbi et Orbi” (miastu i światu).Homilia:Ewangelia Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa rozpoczyna się od wyruszenia kobiet do grobu o świcie, w dzień po szabacie. Idą do grobu, aby oddać cześć ciału Pana, ale okazało się, że jest on otwarty i pusty. Anioł z mocą rzekł do nich: „Wy się nie bójcie!” (Mt 28,5) i nakazał im, by zaniosły tę wieść uczniom: „Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei” ( Kobiety natychmiast pobiegły, a podczas drogi sam Jezus wyszedł im na spotkanie i powiedział: „Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą” ( Po śmierci Mistrza, uczniowie się rozproszyli. Ich wiara się załamała, wszystko zdawało się skończone, pewniki upadły, nadzieje zgasły. Ale teraz to, co głosiły kobiety, choć wydawało się nie do uwierzenia, nadchodziło jak promień światła w ciemności. Rozeszła się wieść: Jezus zmartwychwstał, jak zapowiedział … A także to polecenie, aby pójść do Galilei; kobiety usłyszały to dwukrotnie – najpierw od anioła, a następnie od samego Jezusa: „niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą”. Galilea jest miejscem pierwszego powołania, gdzie wszystko się zaczęło! Powrócić tam, powrócić do miejsca pierwszego powołania. Jezus przechodził nad brzegiem jeziora, kiedy rybacy zarzucali sieci. Wezwał ich, a oni zostawili wszystko i poszli za Nim (por. Mt 4,18-22). Powrót do Galilei oznacza ponowne odczytanie wszystkiego, wychodząc od krzyża i od zwycięstwa. Odczytać na nowo – przepowiadanie, cuda, nową wspólnotę, entuzjazmy i niewypełnienie obowiązków, aż do zdrady – odczytać ponownie wszystko wychodząc od końca, który jest nowym początkiem, od tego najwyższego aktu miłości. Także dla każdego z nas u źródła drogi z Jezusem jest jakaś „Galilea”. „Pójść do Galilei” oznacza coś pięknego, oznacza dla nas odkrycie na nowo naszego chrztu jako żywego źródła, zaczerpnięcie nowej energii u korzeni naszej wiary i naszego doświadczenia chrześcijańskiego. Powrót do Galilei oznacza przede wszystkim powrót tam, do tego żywego punktu, w którym Boża łaska dotknęła mnie na początku drogi. To od tej iskry mogą rozpalić ogień na dzisiaj, na każdy dzień, i zanieść ciepło i światło do moich braci i sióstr. Od tej iskry zapala się pokorna radość, taka radość, która nie uwłacza cierpieniu i rozpaczy, radość dobra i łagodna. W życiu chrześcijanina, po chrzcie jest też „Galilea” bardziej egzystencjalna: doświadczenie osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem, który wezwał mnie do pójścia za Nim i uczestniczenia w Jego misji. W tym sensie powrót do Galilei oznacza strzeżenie w sercu żywej pamięci tego wezwania, kiedy Jezus przechodził na mojej drodze, miłosiernie na mnie spojrzał, poprosił mnie, bym za Nim poszedł. Oznacza odzyskanie pamięci o tej chwili, kiedy Jego oczy spotkały się z moimi, chwili w której pozwolił mi odczuć, że mnie kocha. Dzisiaj, tej nocy każdy z nas może zadać sobie pytanie: co jest moją Galileą? Gdzie jest moja Galilea? Czy o niej pamiętam? Czy o niej zapomniałem? Czy poszedłem drogami i ścieżkami, które sprawiły, że o niej zapomniałem? Panie, pomóż mi: powiedz mi, co jest moją Galileą; Ty wiesz, że chcę tam wrócić, aby Ciebie spotkać i dać się objąć Twoim miłosierdziem. Ewangelia Wielkanocy jest jasna: trzeba tam powrócić, aby zobaczyć Jezusa zmartwychwstałego i stać się świadkami Jego zmartwychwstania. To nie jest krok wstecz, to nie jest nostalgia. Jest to powrót do pierwszej miłości, aby otrzymać ogień, który Jezus zapalił w świecie i zanieść go wszystkim, aż po krańce ziemi. „Galilea pogan” (Mt 4,15; Iz 8,23): perspektywy Zmartwychwstałego, perspektywy Kościoła; intensywne pragnienie spotkania … Wyruszmy w drogę!Drogi Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

powrót jezusa na ziemię