N. Niemieckie niszczyciele z okresu II wojny światowej (1 kategoria, 31 stron) Niszczyciele zatopione podczas II wojny światowej (8 kategorii, 5 stron) Norweskie niszczyciele z okresu II wojny światowej (7 stron)
Nowe technologie i ich wpływ na przebieg I wojny światowej. We wstępie mojej pracy chciałam przybliżyć przyczyny wybuchu I wojny światowej oraz w dużym skrócie powiedzieć, kto walczył, przeciwko komu. Otóż wszystko zaczęło się 28 lipca 1914 roku, kiedy to Austro – Węgry, mające poparcie Niemiec, wypowiedziały wojnę Serbii
Taka taktyka stosowana była głównie podczas nalotów w okresie II wojny światowej. Określenie 'dywanowy' wzięło się od formacji, w jakiej leciały bombowce. Setki samolotów lecących blisko siebie, na podobnej wysokości, tworzyły zwartą 'powierzchnię bombardującą' o bardzo dużym rozmiarze (nawet do 15 000 m²), z wyglądu
Wojsko i Technika Historia 1/2015. Historia uzbrojenia. Powstanie niemieckich wojsk pancernych. Siłę niemieckich dywizji pancernych w przededniu wybuchu II wojny światowej stanowiła nie tyle jakość sprzętu, co organizacja oraz wyszkolenie oficerów i żołnierzy. Geneza Panzerwaffe to wciąż nie do końca poznany temat.
Repliki ASG (Air soft gun) Repliki airsoft to wiernie odwzorowane repliki prawdziwej broni palnej, które mogą być wykorzystywane w bardzo różnych celach: do rozgrywek airsoftowych, treningów, symulacji militarnych i wojskowych. Zbierają je też kolekcjonerzy - miłośnicy broni i militariów, albo osoby pasjonujące się historycznymi
Front zachodni – wraz z wybuchem I wojny światowej w 1914 roku, niemiecka armia jako pierwsza utworzyła front zachodni atakując neutralny Luksemburg oraz neutralną Belgię, następnie przejmując kontrolę nad ważnymi okręgami przemysłowymi w północnej Francji.
.
Niemieckie okręty podwodne w II wojnie światowej Niemieckie okręty podwodne zadebiutowały już w momencie gdy wybuchła I wojna światowa. Powodowały one wówczas, znaczne straty wśród alianckich okrętów dostarczających zapasy żywności i broni. Gdy I wojna światowa zakończyła się Traktat Wersalski w roku 1919 zabronił Niemcom posiadania okrętów podwodnych. Niemcy jednak ominęli ten zakaz. Wykorzystywali przy tym firmy i porty holenderskie, szwedzkie i radzieckie. Gdy do władzy w Niemczech doszli naziści ruszyła masowa produkcja okrętów wojennych, zwłaszcza po odrzuceniu zakazów traktatu wersalskiego. Do roku 1945 niemieckie zakłady zdołały wyprodukować 1156 U- botów różnych typów. Taktyka wojny podwodnej została nazwana taktyką wilczych stad. Kika okrętów tworzyło ,,stado” polujące na alianckie okręty zaopatrzeniowe. Taktyka przyniosła owoce w postaci zatopionych statków o łącznej ładowności 14 milionów ton. Ludzie służących na okrętach podwodnych byli otaczani prawdziwą ,,czcią” zarówno jeśli chodzi o aliantów jak i państwa osi. W Niemczech największą sławę zdobyli tacy dowódcy jak chociażby Gűnter Prien, Otto Kretschmer, Johann Mohr . Największe nasilenie działania niemieckich okrętów podwodnych przypada na rok 1943. Alianci zachodni jednak potrafili wynaleźć urządzenia zwalczające okręty podwodne. Karl Dönitz Wielki Admirał i dowódca Kriegsmarine zaczął obawiać się o los załóg U- botów. Jego obawy okazały się trafne gdyż spotkała go osobista tragedia. Na jednym z okrętów podwodnych zginął bowiem jego syn. Po 1943 roku straty wśród załóg okrętów podwodnych zaczęły wzrastać w szybkim tempie. Pod koniec II wojny światowej niemieccy marynarze ginęli na okrętach podwodnych już 4 miesiące od rozpoczęcia służby. Ochotników jednak nie brakowało. Jeśli chodzi o zaopatrzenie, niemiecki okręt podwodny zabierał na pokład oprócz uzbrojenia ponad 12 ton jedzenia. Specjaliści od budowy okrętów nie stawiali na wygodę załogi a raczej na osiągi jednostki. Jeśli chodzi o warunki sanitarne sytuacja nie przedstawiała się dobrze pod tym względem. Załogi liczące od 40 do 60 marynarzy miały do dyspozycji jedynie 2 toalety, z których można było korzystać dopiero po zanurzeniu na głębokość 25 metrów. Spłuczka składała się z kilku dźwigni. Jeśli któryś z marynarzy pomylił się w kolejności naciskania, na pokład okrętu wdzierały się nie tylko nieczystości i fekalia lecz również ocean. Nie było spiżarni i często zapasy trzeba było składować blisko toalet. Jednej tylko rzeczy nie brakowało nigdy. Portretu Hitlera. Załogi niemieckie unikały jednak problemów ze szkorbutem pomimo wszelkich niewygód. Na pokładach były co prawda prysznice jednak podstawowym problemem była słona woda. Jeśli chodzi o mycie zębów, to kubek słodkiej wody przysługiwał raz na 2 lub 3 dni, jeśli idzie o golenie sytuacja wyglądała podobnie. Stąd widok zarośniętych marynarzy w portach niemieckich, jaki utrwalały kamery filmowe. Zapach potu zabijano zabierając ze sobą na pokład perfumy. Najgorsza jednak była temperatura, gdy okręt wchodził na obszar gdzie sięgała 40 stopni Celsjusza, a w maszynowni dochodziła do 60. Zmiana bielizny była tylko jedna na rejs trwający czasem od 6 do 8 tygodni. Jednym z niewielu pragnień załóg oprócz chęci przeżycia było marzenie o kąpieli, które starali się zrealizować po zejściu na ląd. Kres działalności niemieckich okrętów podwodnych położył dopiero rok 1945. Przejdę teraz do krótkich charakterystyk najważniejszych dowódców niemieckich okrętów podwodnych: Otto Kretschmer-1912-1998- rekordzista jeśli chodzi o zatopione statki. Zatopił ich łącznie 47 o łącznym tonażu ponad 274 tysięcy ton! Zarówno Niemcy jak i Brytyjczycy nazywali go wówczas ,, Królem Tonażu”. Posypały się najwyższe niemieckie odznaczenia wojskowe. W III Rzeszy stał się bohaterem narodowym. Szczęście opuściło go w roku 1941 gdy dostał się do niewoli alianckiej, z której wyszedł po zakończeniu wojny. Jego sława jednak nie minęła. W Republice Federalnej Niemiec służył w morskich siłach armii niemieckiej jak również dowodził morskimi siłami NATO. Inni dowódcy mieli nieco mniej szczęścia. Joahim Schepke- przyjaciel Kretschmera urodzony w tym samym roku co Kretschmer. Zanim utonął w marcu 1941 roku, zdążył zatopić ponad 30 statków z zaopatrzeniem dla aliantów. Tak samo jak jego przyjaciel udekorowany został najwyższymi niemieckimi odznaczeniami, wydał książkę o swoich przygodach morskich. Książka ta miała okazać się wielkim hitem wydawniczym, zajęła drugie miejsce wśród książek na rynku księgarskim w Rzeszy, tuż za Mein Kampf Hitlera. Słynął z szarmanckich manier , które okazywał nawet swoim wrogom. Hitler na wieść o jego śmierci ogłosił dzień jego śmierci dniem żałoby narodowej w III Rzeszy. Gűnter Prien- gdy wybuchła II wojna światowa okręt pod jego dowództwem wszedł niezauważony do brytyjskiej bazy marynarki wojennej w Skapa Flow, zatapiając kilka okrętów brytyjskich, w tym dumy brytyjskiej marynarki wojennej pancernika Royal Oak. Za tą akcję został odznaczony najwyższym niemieckim odznaczeniem Krzyżem Żelaznym z liśćmi dębu brylantami i szablami, który wręczył mu osobiście Adolf Hitler. Szczęście opuściło go w marcu 1941. Werner Henke- człowiek związany z Pomorzem, urodzony w roku 1909 w Toruniu. W marynarce wojennej Rzeszy od połowy lat 30- tych. Od pierwszych chwil wojny z Polską walczył na pancerniku Szlezwik-Holstein. Własny okręt przypadł mu w udziale w roku 1940. Szczęście opuściło go w roku 1942 gdy dostał się do niewoli amerykańskiej. Zamiast jednak czekać na koniec wojny postanowił uciec z obozu i przedostać się do Niemiec. Został zastrzelony podczas próby ucieczki. Niemiecka wojna morska pochłonęła ponad 700 U- Botów. Przejdę teraz do krótkiego opisu okrętów służących w latach 1939-1945. U- Bot typu I – produkowano go w latach 1935-1940. Podstawowa maszyna niemieckich sił podwodnych w okresie poprzedzającym wybuch wojny jak i w pierwszych latach jej trwania. Załogę stanowiło 40 marynarzy plus oficerowie razem z dowódcą. Zasięg w milach morskich wynosił 7900 mil morskich. Niemcy potrzebowali jednak unowocześnienia swojej floty podwodnej. Tak powstał U- bot typu II. U- bot typu II- wyprodukowany w ilości około 50 egzemplarzy był unowocześnioną wersją typu I. Jego wadą był zasięg do 2,5 tyś mil morskich. Gdy produkcja okrętów tego typu ruszyła pełną parą, zaczęto wprowadzać modyfikację. Typ IIC zawierał dodatkowe zbiorniki paliwa, przez co zwiększył się zasięg okrętu. Zamiast części torped okręty tego typu mogły przewozić miny. Uzbrojenie to jedna armata przeciwlotnicza kalibru 20 mm,3 dziobowe wyrzutnie torped 533 mm. Załoga 24 ludzi. Silniki łącznie 700 KM(silniki diesla) plus 410 KM(silniki elektryczne). U- bot typu VII- najbardziej udana konstrukcja jeśli chodzi o okręty podwodne III Rzeszy. Produkowany od 1936 do 1943 roku. Liczba tych okrętów przekroczyła 700 sztuk. Zasięg wzrósł do 9 tysięcy mil morskich. Maszyny tego typu były podstawą wilczych stad i to na nich walczyli Henke, Prien , Schepke, Kretschmer. Okręt był bardzo wydajny. Osiągał głębokość 100 metrów w 30 sekund od momentu zanurzenia się. W razie zagrożenia schodził aż na głębokość 300 metrów. Jego uzbrojenie stanowiły: piła do cięcia sieci, armata kalibru 88 mm, działko przeciwlotnicze oraz wyrzutnie torped. U- bot typu IX- okręty tego typu produkowano od roku 1938 do roku 1945. Stocznie niemieckie wyprodukowały ponad 190 tych okrętów, osiągających zasięg do 12 tysięcy mil morskich U- bot typu X- produkowany w latach 1941-1944- 8 okrętów do 18 , 5 tysiąca mil morskich U- bot typu XIV- produkowany w latach 1941-1943- wyprodukowano ledwie 10 okrętów tego typu, które w założeniach miały zasięg do 12 tysięcy mil morskich U- bot typu XVII-1943-1945- wyprodukowano ledwie 7 okrętów tego typu. Marynarze nazywali je ,,pływającymi trumnami” U-bot typu XXI- produkowany w latach 1944-1945. Okręty tego typu były projektowane już od II połowy lat 30- tych. Okręty te można nazwać pierwszymi okrętami nowoczesnego typu na których wzorowały się okręty alianckie jeszcze długo po zakończeniu II wojny światowej. Wyprodukowano ponad 100 tych okrętów, o zasięgu 15,5 tysiąca mil morskich. Dwa silniki elektryczne o mocy ponad 5 tysięcy koni mechanicznych, plus dwa silniki o mocy 222 koni mechanicznych, które zostały przeznaczone do zadań o specjalnym charakterze. Nowością była gumowa podstawa pod silniki co redukowało hałas jaki okręt podwodny wytwarzał. Uzbrojenie tego okrętu przedstawiało się następująco: dwa działka przeciwlotnicze kalibru 20 mm. 6 wyrzutni torped. Konstruktorzy wprowadzili półautomatyczny system przeładunkowy torped. Ten system pozwalał na szybsze przeładowanie torped i wystrzelenie kolejnej serii w ciągu 10 minut. Oprócz wyrzutni przednich wprowadzone wyrzutnie z tyłu okrętu. Załoga stanowiło 57 marynarzy razem z dowódcą. Okręty tego typu wprowadzono do służby za późno aby mogły odegrać decydujące role podczas wojny. Tym nie mniej wojska aliancie eksperymentowały ze zdobycznymi okrętami typu XX, aż do końca lat 60- tych wprowadzając wiele rozwiązań do swoich flot podwodnych. U –bot typu XXIII- konstrukcję tą wprowadzono do użycia podobnie jak typ XXI pod koniec wojny. Z powodu kłopotów z dostawami materiałów wyprodukowano tylko 61 okrętów tego typu. Miała to być tania konstrukcja słabo uzbrojona w 2 wyrzutnie torped. Brakowało również działek przeciwlotniczych oraz działa kalibru 88 mm. Okręt miał szybko wracać do bazy po zakończeniu misji. Zasięg okrętu miał wynosić do 4,5 tysiąca mil morskich. Załoga miała się składać z 14 lub 18 marynarzy plus oficerowie. Dawały o sobie znać rosnące braki paliwa w III Rzeszy, limit jaki wyznaczono tym okrętom wynosił 18 ton paliwa. Encyklopedia II wojny światowej Newsweek Historia Artykuł pod tytułem Zapach U-bota Bitwa o Atlantyk. Walka z niemieckimi okrętami podwodnymi. Autor: Arkadiusz Sieruga dodaj komentarz »
Niemiecka inwazja na Polskę była nie tylko taktyczną próbą generalną wojny błyskawicznej. Na szybko postępujących żołnierzach Wehrmachtu badano działanie silnego środka pobudzającego. W 1938 r. na niemiecki rynek trafił lek o nazwie Pervitin produkowany przez firmę farmaceutyczną Temmler-Werke. Zawierał on 3 miligramy metamfetaminy, a jego stymulujące właściwości nie umknęły uwadze Ottona Rankego, dyrektora Instytutu Fizjologii Ogólnej i Obronnej Berlińskiej Akademii Medycyny Wojskowej. Amfetaminy wzmacniają zdolności fizyczne, energetyzują, zwalczają zmęczenie i senność. Mogą także wpływać na nastrój i zachowanie, wzmagając pewność siebie i odwagę, a w wypadku większych dawek niekiedy także agresję. Są to właściwości pożądane z wojskowego punktu widzenia, dlatego perwityna stała się niemiecką „pigułką ataku”. Między kwietniem a grudniem 1939 r. Temmler zaopatrzył siły zbrojne w 29 mln tabletek, które Wehrmacht dystrybuował podczas ataku na Polskę. Pervitin zdał egzamin i w połowie kwietnia 1940 r. naczelny dowódca wojsk lądowych Walther von Brauchitsch wystosował rozporządzenie do lekarzy wojskowych: „Doświadczenia z kampanii polskiej pokazały, że w określonych sytuacjach sukces militarny zależy w decydujący sposób od przezwyciężenia zmęczenia mocno przeciążonego oddziału. (...) Do odpędzenia senności (...) służy środek pobudzający. Zgodnie z planem do wyposażenia sanitarnego został wprowadzony Pervitin”. W rezultacie masowe spożycie tego środka przypadło na szczytowy okres blitzkriegu wiosną 1940 r. Wojsko zużyło wówczas 35 mln pigułek. Wojnę błyskawiczną na równi z technologią napędzała farmakologia. Zaobserwowano jednak skutki uboczne zażywania perwityny, takie jak kac amfetaminowy, niewydolność krążeniowa, niepohamowana agresja czy niesubordynacja. Żołnierze popadali też w uzależnienie, a głód przyjmowania coraz większych dawek zaspokajali na własną rękę, co nie było trudne, gdyż do lipca 1941 r. środek można było nabyć bez recepty. Co więcej, na rynku dostępne były też na przykład Pralinki Hildebranda – każda czekoladka zawierała 14 miligramów metamfetaminy (prawie pięć razy więcej niż pigułka Pervitinu). Pamiętajmy jednak, że w latach 30. i 40. stosowanie amfetamin w celach terapeutycznych było ogólnie uznane w niemal 40 przypadkach chorobowych, od schizofrenii, przez epilepsję, po otyłość. Stacjonujący w okupowanej Polsce 22-letni żołnierz Heinrich Böll, późniejszy laureat Literackiej Nagrody Nobla, w listach do rodziny nieustannie prosił o nowe dostawy tabletek: „Jeśli to możliwe, proszę, prześlijcie mi więcej Pervitinu”. „Pomyślcie proszę o tym, żeby przy następnej okazji przysłać mi kopertę Pervitinu”. „Służba jest uciążliwa, dlatego będę pisał najwyżej co drugi–czwarty dzień. Dzisiaj proszę przede wszystkim o Pervitin!”. Oderwany od rzeczywistości Wojsko próbowało objąć używanie pigułek ściślejszą kontrolą, ale bardziej rygorystyczne wytyczne na niewiele się zdały. W obliczu ciężkich zimowych warunków w czasie walk na terenie ZSRR spożycie metamfetaminy ponownie wzrosło. Pewien żołnierz Wehrmachtu uczestniczący w listopadzie 1943 r. w walkach o Żytomierz wspominał: „Nie mogłem spać. Podczas ataku wziąłem zbyt wiele perwityny. Od dłuższego czasu wszyscy byliśmy od niej uzależnieni. Każdy ją brał – coraz częściej i coraz więcej. Pigułki łagodziły uczucie niepokoju. Wprowadzały w stan przyjemnego zobojętnienia. Niebezpieczeństwo nie wydawało się już takie groźne. Czułeś swoją rosnącą siłę”. Rola środków psychoaktywnych w rzeczywistości wojennej nazistów jest tematem niezwykle fascynującej społecznej, politycznej i militarnej biografii intoksykantów pióra Normana Ohlera. Autor tej popularnonaukowej książki nie jest historykiem, lecz pisarzem, o czym od pierwszych stron świadczy swobodny styl i narracja momentami w duchu powieści kryminalnej, reportażu, biografii i wspomnień wojennych. Ohler dobitnie ukazuje sprzeczność między oficjalną bezwzględną polityką antynarkotykową nazistów a ich praktyką. Narkotyki, które utożsamiono nie tylko z dekadencją, ale także z żydostwem, nazywano „oszałamiającym jadem”, demoralizującym i nadwątlającym witalność rasy aryjskiej. Nie przeszkadzało to jednak ani w metamfetaminowym dostrajaniu oddziałów do tempa szybkiej wojny, ani w nadużywaniu środków odurzających przez członków elity władzy. Ohler metaforycznie wyjaśnia tę hipokryzję, przekonując, że naziści „nienawidzili narkotyków, ponieważ sami chcieli działać jak one”, a zatem „dla »uwodzicielskich trucizn« nie było miejsca w systemie, w którym uwodzić miał jedynie führer”. A skoro mowa o Hitlerze, analiza skrupulatnych zapisków jego prywatnego lekarza Theodora Morella doprowadziła Ohlera do zakwestionowania powszechnego przekonania, że przywódca Trzeciej Rzeszy nadużywał metamfetaminy. Dowiadujemy się natomiast, że od lipca 1944 r. Morell wstrzykiwał mu coraz większe dawki Eukodalu, silnego opioidu, potężniejszego kuzyna heroiny. W 1944 r. „pacjent A” otrzymywał już spore, bo 20-miligramowe zastrzyki. O ile metamfetamina silnie pobudza centralny układ nerwowy, o tyle Eukodal jest depresantem, czyli wykazuje działanie narkotyczne. Coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, ale regularnie faszerowany opioidami oraz mnóstwem innych leków i preparatów, Hitler czuł euforię, nawet gdy sytuacja strategiczna nie rysowała się kolorowo. Dodatkowo, po nieudanej próbie zamachu na swoje życie w czerwcu 1944 r., przez 75 dni otrzymywał kokainę. Między lipcem a październikiem 1944 r. w ciele Hitlera buzował więc potężny koktajl opioidowo-kokainowy. Dzisiaj powiedzielibyśmy speedball. Jakkolwiek trudno zgodzić się z Ohlerem, że „niemal nikt nie wie”, jaką karierę zrobiła w Trzeciej Rzeszy metamfetamina, to bez wątpienia nie powstała dotychczas tak wielowątkowa, szczegółowa i barwna rekonstrukcja życia środków odurzających w nazistowskich Niemczech. Ohler przytacza wiele źródeł, a w szczególności zapiski dr. Morella. Ta bogata w cytaty zaczerpnięte z oficjalnych dokumentów, listów i wspomnień praca otwiera oczy na mało znane fakty i konteksty. Porządkuje na przykład wiedzę na temat eksperymentów na więźniach prowadzonych pod koniec wojny w obozie Sachsenhausen nad cudownym kokainowym środkiem, który doprowadzając do granic ludzką wytrzymałość fizyczną, miał pomóc Niemcom wygrać wojnę. Prace takie jak „Trzecia Rzesza na haju” są niezastąpione, odzierają bowiem praktykę wykorzystywania środków odurzających na wojnie z otaczającego ją tabu. Anglojęzyczne wydanie książki („Blitzed: Drugs in Nazi Germany”, Penguin 2016 r.) wywołało ożywioną dyskusję i skrajne niekiedy oceny historyków. Wynika to po części z tego, że militarne wykorzystanie substancji psychoaktywnych jest przez historyków głównego nurtu ignorowane, marginalizowane lub sprowadzane do anegdot. Temat jest też niemal nieobecny w historiografii wojskowej. Z drugiej strony sam Ohler leje wodę na młyn krytyków. Starając się ukazać istotną rolę narkotyków w wysiłku wojennym nazistów, momentami niepotrzebnie odurza hiperbolami. Kłopotliwy bywa nieco przesadnie sensacyjny ton narracji i przecenianie skali narkotyzowania się w Trzeciej Rzeszy. W pułapkę tę autor wpada, pozwalając sobie niekiedy na zbytnie uogólnienia i spekulacje w rodzaju: „mentalność dopingowa rozprzestrzeniła się po wszystkich zakątkach Rzeszy. Pervitin umożliwił jednostce funkcjonowanie w dyktaturze”. Na speedowym dopingu Chociaż nie znamy statystyk, to przecież nie każdy Niemiec i nie każdy żołnierz używał perwityny, nie mówiąc o jej nadużywaniu, a najpopularniejszym intoksykantem wojny wcale nie była metamfetamina, lecz alkohol. Niemcy nie byli, jak brzmi oryginalny tytuł książki, na totalnym rauszu (Der totale Rausch). Mimo tych zastrzeżeń książka nie jest wszakże próbą rewizjonizmu i zrzucenia na narkotykowe odurzenie odpowiedzialności za nazistowskie zbrodnie. Aby opowieść Ohlera rozbroić z nadmiernie sensacyjnego tonu, warto spojrzeć na nią w szerszym kontekście. Trzecia Rzesza bowiem zapoczątkowała prowadzenie wojny na speedowym dopingu, ale po farmakologiczne wspomaganie sięgnęły także Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Japonia. Praktyka energetyzowania żołnierzy amfetaminowymi wzmacniaczami przetrwała z kolei nie tylko drugą wojnę światową, ale także zimną wojnę. W czerwcu 1940 r. przy zestrzelonych podczas nalotów na Wyspy Brytyjskie pilotach Luftwaffe znaleziono tajemnicze tabletki, które zidentyfikowano jako metamfetaminę. Brytyjczycy przeprowadzili badania i w 1942 r. oficjalnie zaaprobowali rozdawanie najpierw pilotom RAF, a potem także żołnierzom sił lądowych amfetaminy – 5-miligramowych tabletek Benzedryny produkowanej przez amerykańską firmę Smith, Kline&French (SKF). Ogółem podczas drugiej wojny światowej brytyjskie siły zbrojne skonsumowały ok. 72 mln pigułek Benzedryny. Było to jednak kilka razy mniej niż w wypadku Amerykanów, którzy zużyli ich 250–500 mln. Rozbieżności wynikają z faktu, że nieznana jest cena, za jaką władze kupowały lek, jednak z pewnością była ona niższa od ceny rynkowej. Skala dopingu była duża, o czym świadczą wyniki badań przeprowadzonych pod koniec wojny w jednym z amerykańskich szpitali wojskowych: 89 proc. pacjentów przyznało, że podczas służby regularnie brało benki (jak pieszczotliwie określano Benzedrynę), a 25 proc. ich nadużywało. Podobnie jak w wypadku Brytyjczyków największym konsumentem stymulantów było lotnictwo. Od 1943 r. dystrybuowano je wśród załóg uczestniczących w długich misjach; „w każdym niezbędniku w amerykańskim bombowcu znajdowały się pakiety pięciomiligramowych tabletek Benzedryny” – pisze Nicolas Rasmussen w swojej klasycznej już monografii „On Speed: The Many Lives of Amphetamines” (2008 r.). Alianccy piloci, którzy przeprowadzali bombardowania strategiczne Niemiec i Japonii, nierzadko latali więc na speedzie. W marcu 1945 r. „New York Times” donosił, że wzmacnianie się pilotów bombowców było normą: podczas kilkunastogodzinnych lotów nawigator „przeciera swe zmęczone oczy, połyka trochę więcej Benzedryny i wraca do pracy”. Japońska Armia Cesarska używała, podobnie jak Niemcy, metamfetaminy, która miała tam długą historię. Po raz pierwszy zsyntetyzował ją w 1919 r. Akira Ogata, pracując nad nową formułą efedryny, a więc alkaloidu wyizolowanego z ziela przęśli jeszcze w 1887 r. Od 1941 r. na rynku dostępny był Philopon, lek, którego nazwa łączyła dwa greckie słowa philo (miłość) i ponos (praca), a więc dosłownie „wzmagający zapał do pracy”. W wojsku stymulanty nazywano środkami pobudzającymi ducha walki, a te, które rozdawano żołnierzom pełniącym wartę, popularnie określano jako koci wzrok. Najsłynniejsi konsumenci crystal meth – piloci kamikadze – otrzymywali specjalnie przygotowane tabletki szturmowe w formie metamfetaminy zmieszanej ze sproszkowaną zieloną herbatą i opieczętowane cesarskim herbem. Wyjątkiem była Armia Czerwona, która jako jedyne siły zbrojne wielkich mocarstw nie korzystała z amfetaminowych stymulantów. Czerwonoarmistów wzmacniała wódka, niekiedy zmieszana z kokainą (napój znany jako koktajl okopowy). To bowiem alkohol był nie tylko najpopularniejszą, ale i najstarszą używką wojny. Każde społeczeństwo i jego armia miały swe źródło płynnej odwagi. Już starożytni greccy hoplici szli do starcia z nieprzyjacielem na solidnym rauszu wywołanym winem. Rosyjscy marynarze i żołnierze otrzymywali zwyczajową dzienną rację wódki zwaną czarką. Brytyjczycy rozdawali swoim oddziałom rum, Francuzi wino, a Niemcy piwo. Często przed bitwą, aby pokrzepić ducha walki, wydawano dodatkowe porcje. Alkohol stał się integralną częścią kultury wojskowej. Naćpani wojownicy Druga wojna światowa nie była też historycznie bezprecedensowa pod względem taktycznego wykorzystania stymulantów. Historia narkotyków i wojny jest długa i bogata. Od wieków chemiczne szprycowanie walczących w celu wykrzesania z nich dodatkowej siły, wytrzymałości, odwagi i morale było niemal uniwersalną praktyką. Wojownicy inkascy, a później także Indianie i żołnierze państw andyjskich, takich jak Peru i Boliwia, żuli delikatnie pobudzające liście koki, które umożliwiały pokonanie zmęczenia i ułatwiały funkcjonowanie na dużych wysokościach. W XVI w. tureccy żołnierze spożywali, podobnie jak sikhowie (najlepsi hinduscy wojownicy), umiarkowane ilości opium, wzmacniając ducha bojowego. Wojownicy plemion stepów Azji Północnej, zwłaszcza syberyjscy Kamczadale i Koriacy, bili się bezwzględnie, pobudzani wyciągiem z muchomora czerwonego zawierającego stymulujący i halucynogenny muscymol. Grzybem tym prawdopodobnie również wspomagali się południowoafrykańscy Zulusi. Plemiona Afryki Zachodniej z kolei wykorzystywały pobudzające alkaloidy obecne w orzeszkach kola. Stymulantem stosowanym podczas pierwszej wojny światowej była kokaina. Brytyjskie siły zbrojne używały leku o nazwie Tabloid March (wymuszony marsz), który zawierał kokainę, wyciąg z orzeszków kola i kofeinę. Podczas wojen w Korei i Wietnamie Amerykanie rozdawali swoim żołnierzom dekstroamfetaminę (Dexedrynę). W latach 1966–69 siły zbrojne USA w Indochinach zużyły ok. 225 mln tabletek. Pewien członek amerykańskiego plutonu przeprowadzającego długie patrole wyznał: „Mieliśmy najlepszą amfetaminę, jaka była dostępna, a zaopatrywał nas w nią amerykański rząd”. Rozdawanie Dexedryny amerykańskim pilotom podczas wojny w Zatoce Perskiej oraz operacji w Afganistanie i Iraku nie stanowiło odstępstwa od zimnowojennej praktyki z tą różnicą, że bardziej je sformalizowano i poddano ścisłej kontroli. Speedowy doping towarzyszy również oddziałom nieregularnym, jak choćby irackim rebeliantom z grupy Abu Musaba al-Zarkawiego walczącym w Iraku po 2003 r., dzieciom żołnierzom w Afryce (np. w wojnach domowych w Sierra Leone i Liberii w latach 90.) czy ostatnio dżihadystom tzw. Państwa Islamskiego zaopatrywanym w Captagon (fenetylinę, której głównym składnikiem jest amfetamina). Donosząc o tych bezwzględnych naćpanych bojownikach, media zwykle nie wspominają, że zachodnie armie przez wieki eksperymentowały z rozmaitymi stymulantami, często sięgając po farmakologię w celu motywowania żołnierzy do walki i poświęcenia. Środki odurzające na stałe wpisały się w krajobraz wojen, a największą wartością książki Ohlera jest wywołanie dyskusji, która może pomóc w pełniejszym zrozumieniu nie tylko nazistowskiej machiny wojennej, ale także genezy militarnego dopingu. *** Autor jest dr. hab., adiunktem w Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem „Shooting Up. A Short History of Drugs and War” (Oxford University Press i Hurst Publishers, 2016 r.) wydanej na podstawie jego „Farmakologizacji wojny. Historii narkotyków na polu bitwy” (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2012 r.).
Wysokiej jakości odznaki będące perfekcyjnie wykonanymi rekonstrukcjami odznak wojennych z czasów II wojny światowej. Znajdziesz u nas zarówno odznaki wojsk niemieckich, angielskich jak i amerykańskich z tego okresu. Doskonały materiał użyty do wykonania o...
Zdobycie przez wywiad Armii Krajowej informacji na temat niemieckiej „broni odwetowej” V-1 i V-2 oraz dostarczenie jej fragmentów wraz ze szczegółowymi raportami na Zachód było jednym z największych sukcesów wywiadu Polski Podziemnej w czasie II wojny światowej. Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2 - fascynująca opowieść o sukcesach żołnierzy Armii Krajowej. Zdobycie przez wywiad Armii Krajowej informacji na temat niemieckiej „broni odwetowej” V-1 i V-2 oraz dostarczenie jej fragmentów wraz ze szczegółowymi raportami na Zachód było jednym z największych sukcesów wywiadu Polski Podziemnej w czasie II wojny światowej. Na trop ośrodka zbrojeniowego, w którym Niemcy konstruowali oraz testowali „nową broń”, polski wywiad wpadł już w 1942 r. Udało się wówczas zlokalizować niemieckie centrum doświadczalne, które znajdowało się na wyspie Uznam na Morzu Bałtyckim. Początkowo regularne i szczegółowe doniesienia polskiego wywiadu na temat niemieckich prób z bronią rakietową nie wywołały reakcji wśród alianckich decydentów. Dopiero, gdy Niemcy zbudowali na brzegach Francji i Danii dziwne instalacje, Brytyjczycy poprosili polski rząd na uchodźstwie o pomoc. Zgromadzone informacje polskich wywiadowców pozwoliły aliantom na przeprowadzenie precyzyjnego nalotu na ośrodek badawczy Luftwaffe w Peenemünde. Niemcy natychmiast przenieśli produkcję i testy swojej broni w głąb okupowanej Polski na poligon w Bliźnie na Podkarpaciu. Regularnie przeprowadzane próby broni V-1 i V-2 nie uszły uwadze polskich konspiratorów. Fragmenty wystrzelonych rakiet, znalezione przez członków siatki wywiadowczej AK, były natychmiast przekazywane do Biura Studiów Przemysłowych Oddziału II Komendy Głównej AK. Tam inżynierowie, konstruktorzy i naukowcy odtwarzali budowę rakiety, sporządzali precyzyjne raporty i przekazywali je na Zachód. Prawdziwy przełom nastąpił 20 maja 1944 r. Nad Bugiem, w okolicy miejscowości Sarnaki, okoliczni mieszkańcy znaleźli rakietę V-2, która nie eksplodowała. Natychmiast ją zamaskowali w sitowiu, a znalezisko zabezpieczyli lokalni AK-owcy. Tym razem udało się przechytrzyć Niemców, którzy po każdorazowej eksplozji rakiety, przeczesywali teren i usuwali fragmenty swojej „nowej broni”. Nieuszkodzona i kompletna V-2 była w rękach polskiego wywiadu! Komenda Główna AK natychmiast poinformowała Londyn o unikalnym znalezisku. Reakcja była natychmiastowa – zdecydowano, że elementy rakiety oraz dokumentacja techniczna sporządzona przez polskich naukowców zostanie jak najszybciej przetransportowana na Zachód. Brawurowy przerzut samolotem z okolic Tarnowa do Włoch, a potem do Londynu, zaplanowano na noc z 25 na 26 lipca 1944 r. Mimo trudności spowodowanych warunkami pogodowymi i aresztowaniem przez Gestapo wyznaczonego do tej misji kuriera (Antoniego Kocjana „Korony”), operacja „Most III” zakończyła się pełnym sukcesem. Gdyby nie zaprezentowana w albumie „Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2” ciężka i pełna poświęceń praca polskiego wywiadu, niemiecka „broń odwetowa” mogłaby wyrządzić niewyobrażalne szkody w ostrzeliwanych krajach. Działania wywiadu i kontrwywiadu AK opisuje publikacja „Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2”, którą jest kolejnym przedsięwzięciem wydawniczym Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Archiwum Akt Nowych. W albumie wykorzystano dokumenty odnalezione dopiero przed kilkunastoma laty, a wykonane przez struktury AK szkice i mapy niemieckich poligonów oraz rysunki rozbitych pocisków są publikowane po raz pierwszy. Bogato ilustrowana publikacja przedstawia nie tylko unikalne dokumenty, ale również sylwetki tych, bez których rozpracowanie V-1 i V-2 byłoby niemożliwe. Cała publikacja dostępna na stronach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego
bronie niemieckie z 2 wojny światowej